Tradycja jest dla nas inspiracją i wciąż można na niej coś nowego tworzyć
Koncertował w całej Polsce ale jego serce niezmiennie bije dla Podhala. Jan Karpiel-Bułecka razem z przyjaciółmi w ramach koncertu „Kolędnicy Zazierają” wystąpił dziś w kościele pw. Jana Pawła II w Nowym Targu. Charyzmatyczny multiinstrumentalista i propagator kultury podhalańskiej podzielił się z nami swoimi uwagami po tegorocznej “kolędzie”.

– Daliście dziś w Nowym Targu wspaniały koncert kolęd i pastorałek. Czy folklor jest dla was inspiracją bez dna?
– Nie lubimy tego słowa. „Folklor”. Wolimy mówić tradycja, bo folklor to słowo takie wyświechtane. To co my przedstawiamy to są często nasze tradycje rodzinne. Tradycja dla nas jest wielką inspiracją i można ciągle coś nowego na niej tworzyć. Kiedyś też coś nowego powstawało, nic nie było wieczne, tylko znalazł się jakiś artysta i dany utwór w końcu wymyślił. I niekoniecznie to, co było sprzed stu roków, powinno takie stale być. Dziś można coś nowego zrobić bądź coś ulepszyć.
– No właśnie, podczas dzisiejszego koncertu posłużyliście się dwoma utworami Zbigniewa Preisnera. To zasługa waszych wspólnych relacji twórczych?
– Tak. To były takie relacje, że gdy w 1999 roku jak pisał na Kolędę Na Koniec Wieku to jedną chciał zrobić w stylu góralskim. Napisał taką melodyjkę, słowa do niej zrobiła Wanda Chotomska. Przez swoje koneksje wysłał to do Zakopanego przez pana profesora Andrzeja Szczeklika, świetnego kardiologa i swojego przyjaciela, który tą wystukaną na fortepianku melodie nagranej na takiej małej kasecie i kartkę z tekstem dał Andrzejowi Bachledzie-Curusiowi seniorowi; śpiewakowi operowemu, naszemu sąsiadowi zza płotu i krewnemu mojej żony. A on z kolei mi to podał przez płot i mówi: „Jasiek, bo Preisner chciał z tego zrobić góralską kolędę. Przypatrz się co się da z tego zrobić”. I wtedy, w innym składzie niż dzisiejszy, bo tamci członkowie, z wyjątkiem Sobka (Sebastiana Karpiela-Bułecki, brata przyrodniego Jana – przyp. red.), tworzą obecnie zespół Zakopower, zagraliśmy ją w Teatrze Starym w koncercie Kolędy Na Koniec Wieku. Potem, po latach, pojawiła się następna. W tym roku już po raz trzeci mieliśmy zaszczyt brać udział z mistrzem (Preisnerem – przyp. red.). Niestety nie wszystkie z zaplanowanych się odbyły, ze względu na m.in. żałobę narodową (po zamordowaniu P.Adamowicza – przyp. red.), ale w Krakowie, Wrocławiu i w Poznaniu się odbyły. I na tę okazję zagraliśmy również dzisiaj tą ostatnią kolędę.
Nasza (jego i Preisnera – przyp. red.) współpraca jest od dawna, a jak zbliża się okres świąteczny to jeszcze bardziej się zacieśnia z mistrzem. Dzięki temu te jego utwory są proste, bo nieraz trudno mu jest coś niezbyt skomplikowanego napisać. Dlatego te utwory wlazły dziś „pod strzechy”, jak choćby kolęda To już poranno wilijo. Słuchający dziś byli święcie przekonani że to stare, wygrzebane sprzed lat pastorałki i przerabiamy je teraz w najróżniejszy sposób (śmieje się). Cenimy sobie tę współpracę, bo jak to gadał cygan: „jak się powiesić, to w dobrym towarzystwie”!
– Dzisiejsze koncertowanie to kolędowanie tradycyjne czy początek waszej tegorocznej trasy koncertowej?
– Nie, trasę to mieliśmy tylko z Preisnerem. A tego typu „trasa”, co była dzisiaj, to odbywa się zazwyczaj po plebaniach i po kościołach. W tym roku udało nam się zagrać pięć razy, w ubiegłym udało nam się do tego czasu dotrzeć do odległej Polanicy (w województwie dolnośląskim – przyp. red.) oraz w miejscowościach pod Opolem, głównie dzięki znajomości różnych księży i proboszczów. A co najdziwniejsze w takim Zakopanem w ogóle nam się nie udało kolędować bo jesteśmy przez tamtejsze władze wpisani „na indeksie”. Mają chyba innych, lepszych muzykantów (śmieje się).
Z Janem Karpielem-Bułecką rozmawiali: Aleksandra Sadowicz i Piotr Starmach.
Komentarze
Bułecka myśli że jest Alfa i omega