Kamery live
prognoza pogody

Wszystkie koty to żart… – malarstwo Beaty Zalot w Wieży Wodnej

25 kwietnia 2023 13:35

NOWY TARG. Wnętrze Wieży Wodnej na stacji kolei okazało się idealnym anturażem dla wystawy dzieł Beaty Zalot – dziennikarki, poetki, podróżniczki, autorki pasteli, ceramik, teraz także obrazów olejnych. Kilkadziesiąt tych płócien złożyło się na ekspozycję „Jesteśmy trawą Wszechświata”. W zabytkowym obiekcie zorganizowało ją artystce Miejskie Centrum Kultury.

Wszystkie koty to żart… - malarstwo Beaty Zalot w Wieży Wodnej

 – To są prace z ostatnich czterech lat – można powiedzieć, że moje „obrazy pandemiczne” – zaznacza autorka. – Akurat w pierwszym dniu wprowadzenia kwarantanny zostałam nią objęta jako osoba powracająca z Hiszpanii. Zamknięta na dwa tygodnie, zaczęłam ostro malować i zostało mi to do teraz. Przez jakiś czas codziennie rano wstawałam i przed śniadaniem i malowałam.  Jest to dla mnie nowość, ponieważ przez ponad 20 lat „siedziałam w pastelach”, nie mając pojęcia o technice malarstwa olejnego. Zmieniło się to, gdy wyjechałam na plener w Miechowie. Malowałam tam pastele, ale miałam też nauczyciela – śp. Gieorgija Safronowa – który użyczył mi pędzli, farb i w plenerze malowaliśmy razem. Tu jest jeden obraz z Miechowa – jedyny malowany w plenerze, bo reszta powstała w moim mieszkaniu.   

Świat przedstawiony Beaty to pejzaże rodzime, bliskie, podhalańskie, górskie, ale też dalsze: widoki miejsc odwiedzanych podczas podróży, portów, urokliwych zaułków, fragmentów zabudowy. Czasem zamajaczy w tych pejzażach ludzka postać – postawiona wobec tajemnicy i wielkości natury lub przemykająca w perspektywie uliczek. Mają te obrazy jeszcze innych lokatorów – puszystych, z charakterem, o dziwnie ludzkim spojrzeniu, co ciekawe: rozpanoszonych często na całym płótnie.

 – Z kotami to jest taka historia, że malowania ich nie traktowałam poważnie – zdradza Beata. – Tak naprawdę zaczęło się od mojej wnuczki, która kocha koty i chciałam jej namalować dwa do pokoju, ale tak się rozpędziła, że już nie wiem, ile tych kotów jest namalowanych… Traktowałam to zawsze w kategorii żartu. Jednak lubię te obrazy. Ponieważ jestem amatorem, a nie malarzem profesjonalnym – mam prawo do błędów i niedociągnięć, więc pozwalam sobie na taką totalną zabawę.  

Co ciekawe – przymglone, rozmyte, pełne ciepłego światła pejzaże zdają się mieć miękkość i puszystość kociego futerka. Tajemnicze i na swój koci sposób piękne zwierzaki wkomponowują się w te krajobrazy fascynująco. Są koty „górskie”, koty „dumace”, koty przyłapane w czarnogórskim Kotarze, koty w parach – na „kocią łapę”; jest kot Hedonista, są fantastyczne koty niebiesko-zielone i jest „świat-kot”.

Beata lubi przedstawiać się jako góralka, która w rodzinnym Gronkowie zamiast owiec hoduje koty. Ta mitologiczna, starożytna fascynacja ma swój współczesny, realny wymiar. A reszta traci się w kocich oczach.

Wystawa w Wieży Wodnej to jednak nie tylko obrazy z nurtu wyraźnie impresjonistycznego i emocjonalnego. Kilka wazonów i mis sygnalizuje inną pasję artystki – ceramikę.

 – Wymaga siły – to jest ciężka praca fizyczna. Wymaga też cierpliwości, bo każda rzecz powstaje ok. dwóch tygodni, z dwoma wypałami – mówi stwórczyni glinianych prac. – Czasem lubię się tak zmęczyć…     

 Te cięższe dzieła są wypalane w domu, w elektrycznym piecu ceramicznym. Teraz jednak rzadziej – może raz na kilka miesięcy, gdyż autorkę pochłonęło malarstwo olejne. W przypadku tej nowej pasji czas powstawania jest nawet dłuższy – niekiedy i… czteroletni.

 – Maluję, odstawiam sobie, nie patrzę, chowam i po jakimś czasie znowu wyciągam, poprawiam – opowiada artystka. – Tak jest np. z moim teraz ukochanym obrazem – „Jesteśmy trawą Wszechświata”.  Bardzo długo mnie denerwował i coś w nim było „nie tak”. Po jakimś czasie – po roku, może dwóch latach – wróciłam do niego, trochę ruszyłam pędzlem i właśnie stało się to „coś”. Często tak jest też z kotami – że korzystam z namalowanych już obrazów, które siedzą i nie do końca jestem do nich przekonana, a nagle pojawia się tam kot albo coś innego, nabierają nowego życia i stają się nową historią. Dlatego niektóre mają dwa tytuły. Muszę też zdradzić, że moje obrazy mają ciekawe „tyły” – niektóre są z wierszami. Tytuły też są z tymi wierszami związane. Po odwróceniu można ten wiersz przeczytać.

Intuicyjny, emocjonalny, niekiedy dość długi proces twórczy nie jest sztuką oderwaną od osoby i osobowości autorki ani sztuką dla sztuki:

– To jest taka po prostu moja odskocznia, zabawa – żeby nie zwariować w tym naszym niełatwym, niefajnym świecie.

Na wernisażu pojawili się goście z różnych stron: z Podhala, z Zakopanego, z Krakowa, spod Babiej Góry, przyjechała również pani na harklowskich Koszarach – Akiko Miwa. Obrazy wieszał i aranżował wystawę Stanisław Krzak, autorce gratulował dyrektor MCK-u, Andrzej Lichosyt. A muzyczny klimat – swoimi kompozycjami do słów wierszy Beaty – stworzyła Sylwia Lehner, współautorka niedawno wydanej płyty „Kot lunatyk”.

Sprawczyni tego artystycznego zamieszania zdradziła, jaką wskazówkę w dziedzinie malarstwa dał jej rektor ASP, prof. Stanisław Rodziński, któremu podobały się jej obrazy. Zamiast tak zwanej konstruktywnej krytyki usłyszała bowiem:

– Pani Beato, jak pani obrazy zaczną się pani podobać, to proszę przestać malować. 

(asz)

 

Anna Szopińska 25.04.2023
Komentarze

Napisz komentarz

Komentarze muszą najpierw zostać zaakceptowane przez administratora. Redakcja nowytarg24.tv nie odpowiada za treść komentarzy internautów.

Zobacz również