„Wiolinowe klucze” Jana Bobaka – promocja na „wysokim C”
NOWY TARG. Czytajcie książki – szczególnie „Wiolinowe klucze” Jana Bobaka – bo ta lektura pozwoli zastanowić się nad życiem, poprowadzi przez mielizny, wyprostuje ścieżki, żeby nie błądzić i nauczy radości życia. Świat jest piękny – bądźcie uważni i starajcie się być szczęśliwi.

Tak Marcin Kudasik, prowadząc promocję najnowszego pisanego dzieła Jana Bobaka – świetnego lutnika oraz wokalisty i instrumentalisty New market Jazz Bandu – zachęcał, by wziąć do ręki tę ciekawą, wielowątkową historię życia znanego i lubianego nowotarżanina – górala mocno zakorzenionego i zanurzonego w dzieje swojego miejsca na ziemi, który jednocześnie zwiedził kawał świata.
To, co w piątkowy wieczór odbyło się w sali Euroregionu „Tatry”, było czymś o wiele więcej niż promocją opowieści o przypadkach życia, talencie, pasji, tworzeniu instrumentów i nabywaniu mądrości, bo także wydarzeniem muzycznym z wysokiej półki.
Rozmowę z autorem, który w siedemdziesiątej wiośnie postanowił „zdać raport ze swojego życia” – prowadziła prof. Anna Mlekodaj, która przygotowała Bobakowe dzieło do wydania drukiem. Scenografię przywołującą klimat naszych domów w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych stworzyli Anna i Marcin Ozorowscy. Marcin jest też autorem przepięknych grafik symbolicznie ilustrujących charaktery i dzieje ludzi przewijających się przez karty książki.
Goście autora wypełnili cała salę, a muzyczne „wysokie C” rozpoczął dostojny dźwięk trombity Andrzeja Budza, nota bene instrumentalisty również New Market Jazz Bandu – aż dziw, że mieszczącej się w przestrzeni kamienicznej sali przy rynku. Kolejnym – tym razem melodyjnym i urokliwym akcentem były Sonata i Allegro Bernarda Romberga wykonane przez dwie utalentowane wiolonczelistki, uczennice Państwowej Szkoły Muzycznej, Marię Hornik i Joannę Balicką.
Wkrótce góralską nutę wywiodła zaprzyjaźniona muzyka w składzie: Jan Karpiel Bułecka, Wojciech Topa, Józef Chyc i Szymon Wyrostek.
Ale odezwać się musiały i skrzypce stworzone z jaworowego drzewa w pracowni Jana Bobaka przy Ogrodowej – niezwykły utwór, pt. „Maśniaki. Recollection from the Tatra Mountains”, muzyczne wspomnienie angielskiego kompozytora i wiolonczelisty Grahama Waterhouse’a z podróży na Podhale, zagrała ta, której podarował on ten utwór podczas jednego ze spotkań w Kościelisku: Anna Trebunia, absolwentka Katowickiej Akademii Muzycznej im. Karola Szymanowskiego.
W swojej książce Jan Bobak zamieścił zresztą dokładną instrukcję wykonywania skrzypiec.
Myślę, że gdyby mistrz Antonio Stradivari odwiedził dziś moją pracownię, wykonanie skrzypiec nie stanowiłoby dla niego żadnego problemu – napisał w jednym z rozdziałów. Większość czynności wykonuję ręcznie. Zamiast maszyn używam dłut o różnych profilach, ręcznych pił, strugów, pilników, tarników, noży o różnej wielkości, ministrużków „liliputków”, które łatwo można zgubić w dłoni. Trzeba skleić kliny, te świerkowe i jaworowe, tak, aby utworzyły pięciobok. Na boczki dobiera się jawor z tej samej części pnia, co płyta spodnia i szyjka. Ustalenie grubości płyt jest bardzo ważnym procesem, który zdecyduje o szlachetności i sile dźwięku skrzypiec. Płyty zbyt grube nie pozwolą na ich swobodne wibrowanie, natomiast zbyt cienkie spowodują, że instrument łatwo wybrzmiewa, ale brak mu intensywności i siły dźwięku. Cała więc tajemnica polega na tym, aby zatrzymać się w odpowiednim miejscu i czasie, aby uznać, że już wystarczy, że już dość. W lutnictwie dotyczy to wybierania drewna, a w życiu – każdej czynności, która zależy od nas. Praca lutnika polega głownie na takim łączeniu elementów, aby utworzyły syntetyczny obraz piękna. Kształt skrzypiec to kwintesencja piękna zamknięta w niewielkim drewnianym pudełku, które ma jeszcze i tę zaletę, że można je z łatwością przenosić w różne miejsca na świecie. Jakkolwiek ten piękny przedmiot cieszy nas swoim wyglądem, to jednak ma on jeszcze jedno ważne zadanie. Musi wydać z siebie dźwięki zdolne być natchnieniem dla poetów, inspiracją dla artystów, a także spowodować, że i zwykłym ludziom nie będzie żal wydanych paru złotych na bilet do filharmonii.
„Zatrzymanie się w odpowiednim miejscu i czasie” to ważny element także mądrości życiowej. Wydarzenia i miejsca, które pozwoliły jej nabrać, Jan Bobak opisuje w „Wiolinowych kluczach”. Wspomina swoją młodość i miasto z lat sześćdziesiątych – siedemdziesiątych oraz podróże do Stanów Zjednoczonych, Korei, Japonii. z pomocą wehikułu czasu „made in ZSRR” cofa się do XIII wieku, by snuć opowieść o pierwocinach miasta – Starym Cle.
W finale promocji dała o sobie znać jeszcze jedna pasja autora – jazz. Jazz Band już bez śp. lidera, Toniego Macikowskiego, ludziom ustawiającym się w kolejce po dedykację i gwarzącym przy stole, grał w składzie: Jerzy Kliś, Andrzej Budz, Robert Oleksy i Adam Kuziel.
Tym wszystkim wrażeniom towarzyszyła wystawa pokazująca narodziny skrzypiec – od drewnianego plastra, przez kolejne wycinane z drzewa elementy, aż po instrument wydający czarowny dźwięk.
(asz)
Komentarze