Stanisław Apostoł z recitalem w Muzeum Drukarstwa. Na początku wszystko było kolędą…
NOWY TARG. Kolędolandia to mityczna kraina, gdzie melodie można zbierać z ziemi w dolinach, a słowa zrywa się z drzew na wzgórzach. W podróż do niej nowotarski bard i autor tekstów zabierał publiczność już nieraz. Dziś jednak do Kolędolandii słuchacze mogli się przenieść wprost z Muzeum Drukarstwa.

Gitara, wena, stylizowane góralskie odzienie i rasowy góralski kapelusz „z kostkami” – to wystarczyło do stworzenia nastroju. Reszty dokonały kolędy – tworzone do melodii pieśni miłosnych, marszowych, wojskowych; znanych światowych przebojów i piosenek z filmowych hitów. Te muzyczne inspiracje były włoskie, hiszpańskie, amerykańskie i inne.
Czy da się stworzyć kolędę na melodię Don’t worry, be happy” albo „Yellow Submarine”? Ewentualnie do ścieżki muzycznej „Ojca chrzestnego”? Ależ oczywiście! I to wszystko można śpiewać. A postaci w tych utworach – jak tradycja każe: Święta Rodzina, boskie Dzieciątko, pastuszkowie, anieli, Trzej Królowie, zbrodniczy Herod. Nowotarżanin potrafi.
Żeby jednak autor, wykonawca i akompaniator w jednej osobie całkiem nie osłabł podczas godzinnego kolędowania – wspomagał go mówionymi i śpiewanymi tekstami inny twórca – etnograf, przewodnik tatrzański, artysta amator i poeta, Julian Klamerus. On z kolei wykoncypował, by kolędową konwencję zastosować nie tylko do czasu Bożego Narodzenia, ale i do późniejszych wydarzeń z życia Zbawiciela.
Tak kreatywnie i oryginalnie prowadzili kolędowy dialog dwaj artyści. Ich zachęta do wspólnego śpiewania nie mogła pozostać bez echa – tym bardziej, że do Kolędolandii dał się zaprosić także Żeński Kwartet Wokalny ARS Musica.
(asz)
Fot. PS. asz
Komentarze