Koncert Nowotarskich Artystów – power, urok, ambicja
NOWY TARG. Tego punktu jarmarkowego programu tłum publiczności na rynku oczekiwał z ciekawością i utęsknieniem. Artyści nowotarscy, czyli stąd pochodzący lub w inny sposób związani z miastem, to przecież duma, radość, nadzieja. A jest ich cała plejada.
Piątkowy koncert, którego inicjatorem i sprawcą był dyrektor Miejskiego Centrum Kultury, Andrzej Lichosyt, a scenicznym „kręgosłupem” – Mateusz Ziółko, pokazał, jak znakomicie radzą sobie nasze gwiazdy z trudnym, ambitnym repertuarem, na który złożyły się światowe hity rozrywkowej piosenki. Zamysł szefa MCK-u nie doszedłby jednak do skutku, gdyby nie hojny mecenat firmy „Stopiak”. Dzięki niemu udało się ściągnąć na jarmarkową scenę wokalne znakomitości z Nowym Targiem w rodowodzie, w życiorysie lub w sercu.
Główny bohater koncertu, popularny wykonawca, pianista i autor piosenek co prawda urodził się w Zubrzycy Dolnej a mieszka z rodziną w Nowym Sączu, ale początki muzycznej kariery sprzed dwudziestu lat – o których z rozrzewnieniem wspominał – wiążą ą go z Nowym Targiem i z ówczesnym Miejskim Ośrodkiem Kultury.
Może dlatego dwugodzinny koncert nowotarskich artystów Mateusz Ziółko zaczął bardzo sentymentalnie, czyli „od Bacha” – nieśmiertelnym repertuarem Zbigniewa Wodeckiego. Potem jeszcze gwiazdor polskiej estrady czarował publiczność, śpiewając w duetach – z ekscytującą śpiewającą aktorką Wiktorią Węgrzyn-Lichosyt i Basią Gasienicą-Giewont o fantastycznych możliwościach głosowych, dla której nie ma utworów niemożliwych do wykonania.
Przez scenę przewijali się: zawsze dynamiczna, spontaniczna, pełna pozytywnej energii Beti, czyli Beata Bełtowska; coraz wyżej podążający musicalową ścieżką Ali Al Ani; perfekcyjna wykonawczo jazzmanka Justyna Pustówka i Piotr Szewczyk, przed którym otwarła się muzyczna kariera. Wykonawcom towarzyszył sympatyczny chórek trzech „kropeczek”. Natomiast muzyczna ścieżka to dzieło świetnej, po raz pierwszy goszczącej w Nowym Targu Orkiestry Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach.
– Wiecie, co ja – od ponad dwudziestu lat najbardziej lubię? – pytał, patrząc w stronę publiczności Mateusz Ziółko. – Ten moment, kiedy staje naprzeciwko was i mogę śpiewać.
Tłum zgromadzony na rynku artysta z Orawy rodem już zresztą „kupił” sobie – od pierwszych wyśpiewanych fraz.
Porywający koncert z ambitnym, hitowym, głównie anglojęzycznym repertuarem, od Marka Rusinka nie wymagał nawet zapowiadania kolejnych tytułów – tak znane i lubiane były to utwory. A że finał musiał być chwilą do zapamiętania na długo – zabrzmiała w nim kultowa piosenka „We Are The Champions” we wspólnym wykonaniu. Kto nie słyszał na żywo tych głosów i ich siły – będzie mu żal.
(asz)
Fot. Paweł Kos
Komentarze