Kamery live
prognoza pogody

“Wydaje mi się, że Nowy Targ jest stworzony do turystyki” – wywiad z Anną Studniowską, właścicielką Pokoi Gościnnych “U Anny”

4 czerwca 2019 14:56

“Uważam, że trzeba reklamować miasto, w którym się jest i że gdyby było więcej takich miejsc, jak moje to dla mnie byłoby dobrze. Nie wydaje mi się, że konkurencja jest zagrożeniem. Wydaje mi się, że jest czymś dobrym” – twierdzi Anna Studniowska, właścicielka Pokoi Gościnnych “U Anny”. O “rowerowej epidemii”, kożuchu Kmicica, życiu przy placu targowym, a także o tym jakich atrakcji szuka w Nowym Targu turysta, jakiego rodzaju goście odwiedzają regularnie nasze miasto, co w nim cenią, czego im brakuje – w wywiadzie z nowotarską bizneswoman, która od 20 lat z powodzeniem prowadzi pensjonat przy ul Ogrodowej w Nowym Targu. 

 

Z panią Anią rozmawiamy w salonie ogromnego apartamentu na poddaszu, który właśnie czeka na gości. Ta jeszcze niedawno niewykorzystana przestrzeń, dziś – świeżo po remoncie – stanowi jedno z najpiękniejszych wnętrz w całym domu. Okno pokoju wychodzi na zjawiskową panoramę Tatr, uwagę przykuwają też drobne, ale znaczące elementy wyposażenia: oryginalne sznurkowe lampy, wszechobecne obrazy, czy błyszcząca, czerwona skrzynka pocztowa, zawieszona na ceglanej ścianie oddzielającej kuchnię od reszty pomieszczenia. Jest niezwykle klimatycznie. Gospodyni obiektu podaje nam aromatyczną kawę i ciastko własnego wypieku, i szybko można zorientować się, że to osoba, która nie tylko wkłada serce w to, co robi, ale też sama jest sercem tego domu. 

Skąd wziął się pomysł na prowadzenie takiej działalności w miejscu dość nietypowym – turystyka w Nowym Targu kojarzy się z rejonem Kowańca, nie z centrum miasta…

Anna Studniowska, właścicielka Pokoi Gościnnych “U Anny” : -To był przypadek. Ten dom kupili moi rodzice, ale zupełnie nie z myślą o takim biznesie. Ja w ogóle nigdy nie myślałam, że będę mieszkać w Nowym Targu. Nawet mi się specjalnie nie podobał, kiedy byłam dzieckiem (śmiech). Pochodzę z Murzasichla, moi synowie urodzili się w Lublinie i tam mieszkałam, ale los tak pokierował, że około 1999 roku znalazłam się tutaj, a ten dom w tamtym momencie życia okazał się dla mnie wybawieniem. Skąd pomysł na taką działalność? Jest z tym związana zabawna historia. Moi chłopcy byli wtedy mali, jeszcze chodzili do szkoły podstawowej. Jedliśmy śniadanie, pamiętam, że jeden z synów siedział przy oknie. Zapukał, zadzwonił jakiś obcy facet do drzwi i mówi: “A można tu u pani przenocować?” Odpowiedziałam, zła i oburzona: “No co pan sobie w ogóle myśli? Przenocować? Co pan sobie wyobraża?” (śmiech). No a mój syn, Łukasz, był wtedy może w 6-7 klasie, mówi: “Słuchaj mamo, a może byśmy te pokoje wynajęli, co ty z nimi zrobisz? Może byśmy pożyczyli od dziadków łóżek i to wynajmowali?” I tak się zaczęło – przypadkiem, ale jakoś poszło. Sama się dziwię. Nie ukrywam, że kosztowało mnie to dużo pracy, ale cieszę się. Fajnie, jak ktoś to docenia. Ja dodatkowo bardzo chciałam to polubić – bo pomyślałam sobie: “jeżeli mam to robić w życiu, to jak nie polubię to masakra”. I polubiłam. Polubiłam też Nowy Targ, jesienią najbardziej.

Jakie były początki?

-Na początku, pod koniec lat 90-tych działało to na zasadzie motelu, była ciągła rotacja gości krótkoterminowych. Ja tylko chodziłam i sprzątałam. Spało tu różne towarzystwo. Zaczynało się od ludzi, którzy handlowali na targu, Ukraina, kożuchy, te sprawy. Akcje były takie, że czasem strach było tu mieszkać. Na początku nie umiałam nad tym zapanować. Dopiero potem, po latach nauczyłam się tego, jak muszę to prowadzić, żeby sobie z tymi ludźmi poradzić, bo to nie jest takie proste. Na początku było, jak było. Jak zaczynałam, wstawałam o 4-5, żeby już posprzątać w łazience, jak goście obudzą się na śniadanie. W łazience był bojler, który pracował tak głośno, że cały dom się budził. Cały czas było latanie z mopem, sprzątanie, zapalanie jakichś słomek zapachowych, żeby był jako taki klimat, żeby goście godzili się mieszkać w tych pokojach, z jedną łazienką na piętro. Potem powoli, powoli zrobiłam łazienki i okazało się, że to jakoś zaczęło funkcjonować. Co mnie cieszyło, zaczęli wracać ludzie, którzy byli tu wtedy, jak była jedna łazienka. To był dla mnie taki wyznacznik, że jednak ogarnęłam to, że było ok. Do tej pory wracają, to też jest fajne. Tu były różne zdarzenia i nie zawsze cenzuralne opowieści. Jak to mówi moja mama: “ty byś to jeszcze ubarwiła, tylko żeby to ktoś spisał…”.

Ten dom był jeszcze do niedawna na terenie placu targowego. Kiedyś wracam z Łodzi, a na całej długości płotu mam ludzi sprzedających pantofle. Pytam: “czemu wy tu stoicie?” A oni odpowiadają: “No jak to, my tu momy miejsca”. Oni nie mogli zrozumieć, czemu już nie mogą tam stać. Ja potem się przyzwyczaiłam, ale z kolei goście bali się, bo czasem nie dało się przejechać. Ale miało to też swój urok. Kiedyś, pamiętam, przyjechała taka dziennikarka, która robiła film o Nowym Targu. Myślę sobie: “Nie no, to będzie masakra, jak ona rano zobaczy te stragany, już od 2 słychać jak je ciągną ulicą. Jak napiszą o Nowym Targu z perspektywy pokoju u mnie to koniec.” Pamiętam, pani schodzi na dół, otwiera drzwi, jest ten jarmark i ona mówi: “Boże, jak pięknie, jaki klimat!”. Jej się to bardzo podobało. Ale jednak teraz więcej jest takich, którzy wolą nową targowicę, jak ten handel jest ucywilizowany.

Pokój z widokiem, fot. A. Studniowska

Jacy goście przyjeżdżają teraz? Czy ma Pani gości długoterminowych, a jeśli tak – czy są to raczej zimowi, czy letni turyści?

– Teraz mam rodziny, które wracają na tydzień – dwa. Na początku takich w ogóle nie było. Mam pana z Hamburga, który przyjeżdża z całą rodziną od 9 lat. Zimą jest trochę narciarzy. Zrobiłam taka małą narciarnię na dole, bo była potrzeba. Ale chyba rowerzyści przebili wszystko – to jest jakaś epidemia, cudowna absolutnie. Zachwyceni szlakami. Zakopane tego nie ma. Mam cztery rowery do wypożyczenia – dwa damskie, dwa męskie. Wydaje mi się, że Nowy Targ jest stworzony do turystyki. Nie tylko handel i kożuchy. Oczywiście, to jest, to ma być, to jest tradycja, ale nie tylko.

Mam rodzinę, która przyjeżdża tylko na narty. Nie jeżdżą już do Białki, powiedzieli, że koniec z Białką. Bardzo lubią Nowy Targ, przyjeżdżają do mnie już 7 lat. W zeszłym roku ten pan po raz pierwszy spróbował biegówek i był zachwycony. W tym roku kupują biegówki i przyjeżdżają właśnie na biegówki. Mam trochę studentów zaocznych, przyjeżdżają na weekendy, mają specjalne upusty. Zdarza się większa grupka. Zdarzały się grupy sportowców, muzycy.

Dużo osób przyjeżdża skakać na spadochronach i na air show, Piknik Lotniczy to fantastyczna impreza. Rezerwują dużo wcześniej pokoje. Z okien pokoi można też obserwować pokazy. Jarmark Podhalański to też świetna impreza, która generuje większą ilość gości. Są osoby, które tu przyjeżdżają – artyści, para wykonująca biżuterię skórzaną, ale wtedy biorę też turystów, bo w nich jest przyszłość. Z tego, co widzę, tu dzieje się więcej niż w Zakopanem. Moja przyjaciółka przyjeżdża do Nowego Targu z Pardałówki i to potwierdza.

Na swoim Facebooku reklamuje Pani nie tylko swoje pokoje, ale też atrakcje Nowego Targu i regionu. Co poleca Pani gościom? Czym oni się tutaj w naszym mieście interesują? Czego szukają? Czego być może brakuje?

-Mało jest miejsc, żeby gdzieś wyjść wieczorem. Takich klimatycznych kawiarenek czy restauracji jak np. Jadłomania z Kamilem. Tam właśnie jeden z moich gości znalazł wyśmienitą rybę, sama skosztowałam i teraz polecam tam ludziom jedzenie. Takich miejsc na pewno brakuje, bo goście przyjeżdżają tu dla rozrywki. Sporo rowerzystów to weganie i są zachwyceni, że jest takie miejsce jak Bar Łan. Bardzo wielu gości korzysta z kultowego Rumcajsa, który jest naprzeciwko – to dla mnie bardzo pomocne, że ten lokal jest w bliskim sąsiedztwie i mogę go polecać. U mnie nie ma jedzenia, a tam można dobrze zjeść, to dobra, tradycyjna kuchnia.

Zimą reklamuję wyciągi w Nowym Targu, nie ma tu kolejek, to sobie goście chwalą. Targowica, baseny w Szaflarach, Łapsowa Polana – wspaniałe miejsce. Goście bardzo sobie chwalą nową targowicę, że teraz świetnie to wygląda, po ludzku. Dużo jest takich, którzy przyjeżdżają nadal kupować kożuchy, Warszawa bardzo. Trzeba też uważać co się pisze, bo kiedyś dałam post na Facebooku, gdzie napisałam, że na targu można m.in. dostać kożuch Kmicica. I nagle ktoś dzwoni i mówi, że chce kożuch Kmicica. Musiałam potem dzwonić, załatwiać, żeby mu taki zrobili. Kożuch ważył chyba z 10 kg, piękny, ale ogromny, ciężki. Pan był bardzo zadowolony, mieszka w Bieszczadach, mamy kontakt. Chodzi w nim nadal, choć teraz już mniej, bo jest starszy i mu za ciężko. Przyjedzie kupić lekki. Targowisko też przyciąga turystów, autentycznie. Przydałoby się w Nowym Targu może jeszcze małe, kameralne kino, mogłoby być dodatkowym magnesem.

Ktoś mówi do mnie: “słuchaj, po co reklamujesz Nowy Targ na swoim Facebooku? Szlaki czy cokolwiek innego? Reklamuj tylko swój dom.” Ja uważam, że trzeba reklamować miasto, miejsce, w którym się jest. Uważam, że gdyby było więcej takich miejsc to dla mnie byłoby dobrze. Nie wydaje mi się, że konkurencja jest zagrożeniem. Wydaje mi się, że jest czymś dobrym.

Teraz też mam rowerzystów, przyjeżdżają do mnie na weekend. Byli już cztery razy. Znaleźli mnie gdzieś na Facebooku, chodziło o rower. I tak te rowery ruszyły. To jest jakieś takie przyciąganie, specjalnie nie reklamowałam, ale powiedział jeden drugiemu i…w tym roku tych rowerów jest masa. Cieszę się z tego, bo to są strasznie fajni ludzie. Czasem jest tak, że mama zostaje z dziećmi, bo są za małe, a tata jeździ sam na rowerze, potem się wymieniają.

“Żeby się czymś wyróżniać, wpadłam na pomysł, że będę piekła ciasta – kruche, owocowe, drożdżowe. Muszę coś robić, żeby przyciągać ludzi, no bo sam pokój… Ja już widzę, że to nie wystarczy, coś trzeba dodatkowo.” fot. A. Studniowska

Ma pani wielu gości, którzy wracają, zbudowała Pani swoją markę, działalność wyraźnie rozwija się, stale coś się zmienia… Czy zmiany są niezbędne przy prowadzeniu takiej działalności?

-Mam tak, że jak nie zrobię czegoś – choćby małego – co roku, to mam wrażenie i świadomość, że to już idzie do tyłu. Jak czegoś nie wyremontuję, nie zrobię, już czuję się źle i wydaje mi się, że krzywa leci w dół. W zeszłym roku zrobiłam saunę, kupiłam rowery do dyspozycji gości. Trzeba stworzyć swoją markę. Nie ma u mnie jedzenia, dużo ludzi o to pyta, ale na to nie ma szans. Żeby się czymś wyróżniać, wpadłam na pomysł, że będę piekła ciasta – kruche, owocowe, drożdżowe. Muszę coś robić, żeby przyciągać ludzi, no bo sam pokój… Ja już widzę, że to nie wystarczy, coś trzeba dodatkowo. Postanowiłam na razie nie pracować, tylko się tym rzeczywiście zająć. Muszę też zawiesić tabliczkę, że ogrzewam ekologicznie, bo zmieniłam ogrzewanie na gazowe.

Nie mam dużo pokoi, nie jest to wielki obiekt, ale dla mnie wystarczający. Nie wyobrażam sobie, żeby tych pokoi było więcej. Często mam pełne obłożenie. Przyszedł taki moment, że było trochę gorzej i wtedy powiedziałam: albo to rozbuduję albo rezygnuję. Ja jestem skrupulatna, notuję wydatki, dochody. I zdecydowałam o remoncie. I to był taki krok, mimo kredytu, myślę, że dobry. Wiele osób przyjeżdża, wraca po latach i myśli, że to nie ten dom, tak się zmieniło. Jest parę zdjęć w internecie tych starych pokoi, te zdjęcia krążą, dla mnie to zmora, ale z drugiej strony myślę sobie: ludzie widzą, jak to się zmienia.

Zrobiłam na dole biuro i chciałabym w tym biurze zrobić takie miejsce, gdzie goście będą mogli sobie wypić kawkę – bo ja lubię z tymi ludźmi rozmawiać jak przyjadą,w trakcie pobytu lub kiedy wyjeżdżają – i będą dostawać takie prezenty – małe słoiczki moich powideł. Taki mam pomysł.

Kwiaty od stałych gości, fot. Pokoje u Anny/Facebook

Pomyślałam sobie kiedyś,że jeśli nie będę miała telefonów od gości, którzy chcą wrócić, to nie będę tego prowadzić. To znaczy, że się nie nadaję po prostu. Ci goście, którzy wracają to jest wyznacznik. Chciałabym, żeby było więcej takich działalności w Nowym Targu, ja wiem jak to działa w Murzasichlu, skąd pochodzę. Najpierw było kilka domów, potem dużo, ale jakoś oni wszyscy mogą tam funkcjonować, tych gości przybywa. Jeden się stara bardziej, drugi mniej, ale goście są. To działa, jak się ludzie napędzają wspólnie.

rozm. Aleksandra Sadowicz

os 04.06.2019
Komentarze

Napisz komentarz

Komentarze muszą najpierw zostać zaakceptowane przez administratora. Redakcja nowytarg24.tv nie odpowiada za treść komentarzy internautów.

Zobacz również