Wypasowy sezon – czas podsumowań
PODHALE. Teraz pogoda już nie pozwoli na korzystanie nawet z przydomowych pastwisk. Czas też na podsumowanie wypasowego sezonu, który był wcale pomyślny. Co nie znaczy, że skończyły się problemy owczarskiej branży.

Najdłużej, jeśli chodzi o nasz region, wytrwał na posterunku baca w Dursztynie. Część baców z trudem jednak doczekała na pastwiskach końca sezonu – z powodu letniej suszy, która dała się we znaki zwłaszcza na terenie Jaworek. Dopiero wrześniowe deszcze podniosły ruń, ale wtedy trzeba już było kończyć wypas. Suche lato uławiało natomiast pracę juhasom i produktów było pod dostatkiem, popyt na nie również utrzymywał się duży.
Ok. 30 tys. podhalańskich owiec pasło się głównie na Podhalu, ale też liczącymi w sumie 8-tysięcy stadami w Jaworkach, także na Żywiecczyźnie, częściowo w Bieszczadach. Kilku baców prowadziło bacówki w okolicach Nowego Targu – ok. półtora tysiąca owiec spełniało tu rolę naturalnych kosiarek. Bacowie wykorzystują teraz tereny nie użytkowane już rolniczo. Zagrożeniem dla stanu tej owczej populacji jest natomiast nieuchronne starzenie się wsi. I odczuwalny wzrost cen środków produkcji. Młodą siłę roboczą wchłania branża budowlana – głównie za granicą.
Niestety, stada nie ustrzegły się też wilczych ataków.
– Szkód jest chyba mniej niż w zeszłym roku – szacuje Jan Janczy, dyrektor biura Regionalnego Związku Hodowców Owiec i Kóz w Nowym Targu. – Zdarzały się one przede wszystkim w Jaworkach, w Piwnicznej – tam, gdzie przebywała większa ilość owiec. Natomiast na Podhalu przypadki wilczych ataków były pojedyncze.
Kursy organizowane przez Urząd Marszałkowski na razie nie zmieniły faktu, że zawód „juhas” pozostaje deficytowym – mimo ewenementu, że marszałek płaci uczestnikom za odbycie szkolenia. Jak się okazało – z ponad setki już przeszkolonych juhaski fach realnie wykonują zaledwie cztery osoby.
– Moim zdaniem jest to niepotrzebne wyrzucanie pieniędzy – komentuje dyrektor Janczy. – Również w tym roku Urząd Marszałkowski wyłożył bodajże 3 miliony na dopłaty do baców. Temu też się sprzeciwiałem – wolałbym, żeby to była dopłata do każdej owcy, a nie do bacy. Baca na razie nie ma źle, natomiast hodowcy, którzy mają stada towarowe, są naprawdę „pod kreską” i dobrze, gdyby oni otrzymali wsparcie.
Związek zna również przypadki, w których z dofinansowania dla baców korzystali również hodowcy posiadający przydomowe stadka.
Mimo, że od trzech lat Włosi nie kupują już przed Wielkanocą jagniąt z Podhala, żadna katastrofa z tego powodu się nie wydarzyła – cała jagnięcina szybko rozchodzi się na krajowym rynku – kilka krajowych firm skupuje tu jagnięta w zupełnie przyzwoitej cenie.
Każda szanująca się restauracja ma teraz w swoim jadłospisie dania z jagnięciny, co jest trendem z różnych względów korzystnym.
(asz)
Komentarze