Przysięgali na orła i na krzyż
Msza św. w murach kościoła św. Katarzyny rozpoczęła nowotarskie obchody Narodowego Dnia Żołnierzy Wyklętych. Inicjatywa upamiętnienia ofiar desperackiej walki o suwerenność państwa wyszła, jak zawsze, od Grupy Mieszkańców PAMIĘĆ we współpracy z najstarszą miejską parafią. W obchodach uczestniczyły delegacje władz miasta i powiatu, poczty sztandarowe szkół podstawowych i I Liceum im. Seweryna Goszczyńskiego.
Okolicznościowe adresy przysłali posłana Anna Paluch i poseł Edward Siarka. Senator Jan Hamerski uczestniczył osobiście.
O oprawę postarały się grupa Rekonstrukcji Historycznych Zgrupowania Partyzanckiego „Błyskawica” oraz harcerze trzymający wartę i harcerki śpiewające przy wtórze gitar. Ze sztandarami przybyły nowotarska „Solidarność” i miejscowy Oddział Związku Podhalan, także Niezależny Ruch Kombatantów Armii Krajowej Sekcji „OGNIA” z Rabki.
Ponieważ mróz nie sprzyjał zgromadzeniu na zewnątrz, przed Krzyżem Katyńskim, prowadzący modlitwę ks. proboszcz Zbigniew Płachta zaproponował, by Apel Poległych i część artystyczna odbyły się w kościele.
Słowo o dziejach Żołnierzy Wyklętych przygotował Tadeusz Jahn, Apel Poległych odczytał Adam Błaszczyk. Ludzie zaangażowani w oddanie hołdu ofiarom wojennych i powojennych lat na polskiej ziemi czytali przejmujące strofy.
Przed Krzyżem Katyńskim pozostawało złożyć wiązanki i zapalić znicze.
Wybrzmieć musiały pamiętne słowa Zbigniewa Herberta „Ponieważ żyli prawem wilka, historia o nich głucho milczy”… Nie brakło i pieśni Andrzeja Kołakowskiego „Przysięga”.
(…) Trudno się czasem z Twoją wolą zgodzić Panie
i stać spokojnie gdy ofiarne płoną stosy,
ale swój los przyrzekaliśmy rzucić na nie,
by swoje życie jak przeszkodę móc przeskoczyć.
Bo przysięgaliśmy na orła i na krzyż,
na dwa kolory, te najświętsze w Polsce barwy,
na czystą biel i na gorącą czerwień krwi,
na wolność żywych i na wieczną chwałę zmarłych.
Działalność żołnierzy polskiego podziemia porównywana jest teraz z długo trwającym zrywem, jakim było powstanie styczniowe. Swoją walkę rozpoczęli wraz z końcem II wojny światowej i trwali w oporze przeciwko sowietyzacji Polski do 1963 r., kiedy w województwie lubelskim, podczas obławy, zginął ostatni członek ruchu oporu – Józef Franczak ps. „Lalek” z oddziału kpt. Zdzisława Brońskiego „Uskoka”.
Inni ginęli jak zaszczuta zwierzyna – w akcjach przypominających polowanie z nagonką, byli torturowani podczas nieludzkich przesłuchań, rozstrzeliwani w kazamatach więzień NKWD, wywożeni na Sybir lub do obozów. Ginęli przy próbach ujawnienia się na fałszywej mocy powyborczej amnestii w 1947 r. Ich ciała wrzucano do bezimiennych dołów. W ukryciu, pod zmienionymi nazwiskami lub w partyzanckich ziemiankach – bez szans na normalne życie – walczyli już nie o Polskę, ale o przetrwanie.
Ze 160 tysięcznej liczby, jaką historycy opisują polskie podziemie antykomunistyczne, w ostatnich dniach II wojny na terenie Polski działało ok. 80 tysięcy partyzantów. Większość organizacji zbrojnych jednak upadła wskutek braku reakcji USA i Wielkiej Brytanii, gwarantów postanowień konferencji jałtańskiej, na sfałszowanie przez PPR wyborów do Sejmu Ustawodawczego. Tym sposobem zachodnie mocarstwa zaakceptowały narzuconą Polsce sowiecką zwierzchność. Po masowych ujawnieniach, represjach i egzekucjach, niepodległościowe podziemie zbrojne liczyło w 1947 r. nie więcej niż dwa tysiące osób.
Komunistyczna propaganda przez lata konsekwentnie starała się ich imiona i dzieje wymazać z pamięci narodu.
Komentarze