„Hyrni” i „Decka z Kunovic” – polsko- czeskie kolędowanie (galeria)
Święta to radosny czas. Dowiodły tego dwa zespoły w przedświątecznym czasie występujące na scenie MOK-u. W potężnym koncertowym programie zaprezentowały się wszystkie pokolenia „Hyrnych” – od małych po dorosłych – oraz ich goście: czeski zespół „Decka z Kunovic”.
Program aranżowany przez „Hyrnych” miał tytuł „Z Kolyndom idziemy” i potężna gromada kolędników rzeczywiście wkroczyła na scenę z impetem, śpiewem, góralską uciechą. Była izba, gdzie trwa świąteczna krzątanina kobiet i dziewcząt, było przyjście podłaźników z litanią życzeń, była muzyka, której aż się grzały smyki od wartkiego grania; była wielka wirująca gwiazda, był Turoń, aniołki z wypiekami na buziach i pierzastymi skrzydłami, były wełniste owieczki, była wreszcie kapitalna scena rozprawy z Herodem, który zdążył zbiec spod kosy, gdy Diabeł ze Śmierteckom wadzili się zawzięcie – ale jakby mniej o jego duszę, a bardziej o tom, co ma grać muzyka… W końcu Śmiertecka ustąpiła placu, odjeżdżając precz na darowanym rowerze. Ale tej pani można się wykupić tylko w jasełkach.
Trzy pokolenia „Hyrnych” pod kierunkiem Macieja Warpechy, z niezmiennie świetną muzyką, pokazały, ile w nich jest zapału, werwy, dowcipu, żywiołowości i ile potrafią przynieść ludziom wesela. Owies sypał się równie gęsto jak dowcipy współ-lidera zespołu, Wacka Cetery z Zaskala.
Goście „Hyrnych” – anonsowani telefonem do stryka Stanisława – przyjechali z Czech, z południowych Moraw, z pobliża granicy ze Słowacją. „Decka z Kunovic” to znakomita regionalna grupa o ponad półwiecznej historii, prowadzona – w dużej mierze rodzinnie – przez etnografów i choreografów – na czele z dr Romaną Habartovą i Sarką Smelikovą – wielokrotnie nagradzana na konkursach i festiwalach, nagrywana dla potrzeb radia i telewizji. Artystyczne programy „Decek z Kunovic” zostawiają jednak dziewczętom a aksamitnych kabocikach, spódnicach z kokardą i bluzach z koronkowymi kołnierzami; chłopcom w kapotach i sukmanach z białego sukna, w butach z cholewami – wiele pola do inwencji własnej. To przydaje grupie wdzięku i dowcipu. Wyróżniają ją też bogata instrumentacja – inna od góralskiej, bo złożona nie tylko ze skrzypiec, ale też ze starodawnych cymbałów, basów, fujarki i fletu. To melodiom aż dziw, jak podobnym do góralskich nut, przydawało ciekawych brzmień. Grupa z Moraw w swoim kolędowym programie zaprezentowała piękne sceny pasterskie, witanie małego „Jeżiszka”, urokliwe kolędy i wesołe przekomarzania.
Solistka „Decek z Kunovic” na koniec oczarowała publiczność śpiewaną po polsku kolędą „Lulajże Jezuniu”. A Romana Habartova składała nowotarżanom życzenia, których każde słowo można było zrozumieć, bo niosły też przesłanie radości życia. Potem górale z Morawianami ruszyli do żywiołowej, skocznej polki, od której aż drżała scena.
opr. asz
Komentarze