Beata Kozidrak i „Bajm” – wulkan pozytywnych emocji [FOTO]
NOWY TARG. Koncert Beaty Kozidrak i „Bajmu” w piątkowy wieczór rozpalił rynek pozytywną energią. Miał trwać kilkadziesiąt minut, a trwał półtorej godziny. Cały 11-osobowy skład grupy dał z siebie wszystko.
Beata Kozidrak to fenomen polskiej estrady – z „Bajmem”, choć przeformowanym – na scenie od 38 lat i wciąż zadziwia kreatywnością, temperamentem; promieniuje emocjami. Gwóźdź programu XVI Jarmarku, koncert gwiazdy z tym samym wciąż blaskiem w oczach, burzą blond włosów i czterooktawowym głosem, pochłonął prawie jedną trzecią budżetu tej imprezy. Ale z profesjonalnego nagłośnienia i całej scenicznej inżynierii skorzystały też inne gwiazdy piątkowego „babskiego” wieczoru.
Liderkę i autorkę tekstów z samochodu do ratusza oraz z ratusza na scenę i z powrotem eskortowało sześciu ochroniarzy. Gdy gwiazda w czarnej kreacji mini i niebotycznych szpilkach pojawiła się na scenie – przywitał ją głośny entuzjazm.
Poprockowe show z utworu na utwór coraz bardziej rozgrzewało publiczność, a sama Beata Kozidrak wciąż zachęcała do zabawy, dośpiewywania refrenów; pytała, była żądna potwierdzeń, że „jest fajnie”; zapewniała, jak bardzo ona i grupa kochają nowotarską publiczność i oczywiście w jakim pięknym miejscu na ziemi żyją, z jakim fantastycznym widokiem na Tatry – takim, że „…albo zakochać się, albo umrzeć…”. Nie to, co w Warszawie…
Trzy gitary, klawisze, perkusje, conga, trzyosobowy żeński chórek rekomendowany jako najlepszy i najpiękniejszy w kraju – wzmacniały głos artystki wykonującej przeboje z platynowych płyt. Moc decybeli prawie całkowicie głuszyła okrzyki zachwytu, którymi były witane pierwsze akordy. Gdy zabrzmiały „Dwa serca, dwa smutki”, „Płynie w nas gorąca krew” czy „Ta sama chwila” – już kołysał się w górze las rąk. Ludzie pląsali solo albo tworzyli łańcuchy, dawali się uwodzić melodiom, odbierali energię. Rozkołysaną publiczność smagały wirujące snopy świateł. Zadziwiająca kondycją i siłą głosu Beata Kozidrak w śpiewaniu miała tylko jedną krótką przerwę, kiedy zastąpił ją chórek. Poza tym pląsała, skakała, wyginała się – wszystko na tych niebotycznych szpilach – wybiegała na przedłużenie sceny, wentylator rozwiewał jej burzę włosów.
Z takim wulkanem emocji i wirującym temperamentem publiczność nie chciała się rozstać. No i jak miała artystka nie ulec głośnemu skandowaniu” „ – Be – ata, Bea –ata!…”.
Temu, co działo się na estradzie, dynamiki dodawał jeszcze obraz z dwóch kamer rzucany na telebimy, komponowany z teledyskami. Było wrażenie…
A gwiazda dziękowała za zaproszenie całej grupy, ściskała przyjaciół z zespołu, czarowała rozochoconą publikę obietnicą, że chyba tu wróci. Wzruszonym głosem prosiła, by nie wierzyć w bzdurne historyjki na jej temat. Zdjęć jednak nie pozwalała sobie robić aż do bisów. Na szczęcie trwały one wystarczająco długo.
Komentarze