Woda przyniosła, co ludzie wrzucili… Czyszczenie niecek Białego Dunajca
NOWY TARG. Od piątku trwa akcja oczyszczania niecek pod progami Białego Dunajca ze wszystkiego, co przybór wody naniósł w te baseny. Trudne sprzątanie angażuje kilka różnych służb i instytucji, obciąża też budżet Miejskiego Zakładu Zieleni i Rekreacji. Tymczasem koszty usuwania tych zanieczyszczeń wody powinni ponieść sprawcy.
Byłoby to możliwe, gdyby wszystkie jednostki samorządowe wzdłuż biegu Białego Dunajca konsekwentnie i solidarnie kontrolowały, kto i gdzie podrzuca na brzegi wszelkiego rodzaju odpady, licząc, że większa woda te śmietniki „posprząta”. Wartki dunajcowy nurt niesie też karpiny, czyli pnie z korzeniami i fragmenty ściętych, złamanych lub podmytych drzew.
Efekt jest taki, że po intensywnych opadach w bębnowych wirach pod progami kotłuje się to wszystko, szpecąc całe otoczenie górskiej rzeki. Nowy Targ, od prawie siedmiu wieków rozrastający się w widłach potoków, ma położenie fatalne o tyle, że cokolwiek ktoś wrzuci w ich górnym biegu, to bez wątpienia osiądzie między wałami, w granicach stolicy Podhala. Z tym problemem zostajemy sami.
– Urząd Miasta wraz z Zakładem Gospodarczym Zieleni i Rekreacji, Nadzór Wodny Nowego Targu i Zakopanego Wód Polskich – bardzo prężnie działa od piątku – mówi Elwira Nowobilska, kierownik referatu ds. gospodarki odpadami UM Nowego Targu. – Zostało uprzątnięte całe międzywale Białego Dunajca, do ul. Waksmundzkiej. W kolejnych dniach będą oczyszczane następne progi wodne.
Dziś do akcji włączyli się wędkarze z Polskiego Związku Wędkarskiego Koło Nowy Targ, używając podbieraków do wyciągnięcia wszystkiego, co wpadło do basenów na większą głębokość lub pływa dalej od brzegu. Jeszcze wcześniej straż pożarna wyciągała padłe i wrzucone do wody lub utopione zwierzęta. Pracownicy Wód Polskich wyjmowali ręcznie i segregowali wydobyte na brzeg odpady, które wywiózł Zakład Zieleni. Cięli też namoknięte drewno.
– Niestety, codziennie spotykamy się z coraz większą ilością odpadów gromadzonych wzdłuż rzek, w zagajnikach, gdzie biwakują i palą ogniska różne grupy – nie ukrywa szefowa referatu. – Nie mamy nawyku, żeby zabrać z sobą to, co przyniesiemy. Wszystko to spływa z nurtem w dół, osadzając się na naszych tamach wodnych. No i pozostajemy z odpadami z tej części Podhala, która jest powyżej naszego miasta.
Żadnemu z dwóch Dunajców pewnie na razie nie grozi casus Odry, ale puszczanie z nurtem tego, co powinno podlegać selektywnej zbiórce odpadów i być odstawiane do PSZOK-ów, jest jak najgorszą wizytówką – i mieszkańców regionu, i przybywających do nas turystów, którzy też mają znaczny udział w zaśmiecaniu i zanieczyszczaniu wód.
(asz)
Komentarze