Skażenie Dunajca. Jest ciche przyzwolenie…
PODHALE. Prawie trzy godziny trwała dziś ta część posiedzenia Zarządu Powiatu Nowotarskiego, którą starościńskie władze poświęciły skażeniu Dunajca. Spotkanie wszystkich służb, które mają do czynienia ze stanem wód oraz interwencjami mieszkańców dało możliwie pełny rejestr przyczyn zatrważającej sytuacji. Ale nikłą nadzieję na szybką poprawę… Stan wód powierzchniowych na Podhalu domaga się szybkiego powołania policji ekologicznej.

– Czemu wierzący lud podhalański działa wbrew przykazaniu „Nie zabijaj?”… – pytała zdesperowana już pani kierownik krakowskiej Delegatury WIOŚ w Nowym Sączu, Ewa Gondek.
– …bo idzie za tym kasa. Jest ciche przyzwolenie – z miejsca odparowali powiatowi radni.
Prócz powiatowych władz i ich służb ochrony środowiska oraz przedstawicielki WIOŚ, w spotkaniu uczestniczyli: Katarzyna Pierzga – pani dyrektor Zarządu Zlewni w Nowym Sączu, Bartłomiej Kois – kierownik Nadzoru Wodnego w Zakopanem, Jolanta Bakalarz – Państwowy Powiatowy Inspektor Sanitarny, Paweł Szuba – dyrektor ds. techniczno-inwestycyjnych Podhalańskiego Przedsiębiorstwa Komunalnego i Michał Janerko – naczelnik wydziału prewencji Komendy Powiatowej Policji w Nowym Targu.
Nie krasnoludki sikają…
Wody Polskie przyznają, że sygnały o zanieczyszczeniach najczęściej dotyczą Białego Dunajca lub Dunajca, są również zgłoszenia dotyczące Białki i Jeziora Czorsztyńskiego, ale problem dotyczy całego regionu. Co gorsza – to zjawisko, niestety, w coraz większym natężeniu, powtarza się od wielu lat, wciąż bez determinacji w rozwiązaniu narastającego problemu. Efekt to postępująca degradacja górskich rzek i najpiękniejszego widokowo jeziora w Polsce.
WIOŚ-owskie służby próbowały nadmieniać, że biała piana plus charakterystyczny zapach w nurcie Dunajca są efektem zakwitania glonów, przyznając jednak, że tak jest może w ok. 10 procentach zgłaszanych przypadków.
Powiadamiani o zauważonych skażeniach, sami dysponujemy materiałem zdjęciowym i filmowym, pokazującym, że to, co ląduje w korytach rzek i potoków przy dramatycznie obniżonym stanie wody, organoleptycznie wskazuje na surowe ścieki bytowe lub zagnite, przetrawione detergentami osady. Dunajcem płynie jedno i drugie. Ścieki z pseudooczyszczalni są rozsączane do ziemi. Efekt? Infiltracje i – jak podaje Sanepid – woda pitna na Podhalu o parametrach najgorszych w województwie.
Żeby pobrane przez WIOŚ próbki zostały przebadane laboratoryjnie w sposób umożliwiający im stanie się dowodem sądowym – mija ok. 3 tygodni. A wszczynanie wtedy postępowania często mija się z celem, bo spuszczane nocami szambo dawno spłynęło do Jeziora. Dopóki Podhale nie doczeka się policji ekologicznej, służby szybkiego reagowania – ustalenie sprawców będzie bardzo trudne.
Choć wcale nie musiałoby być. WIOŚ-owskie służby, z mocy ustawy przeznaczone do kontrolowania tylko podmiotów z pozwoleniami wodno-prawnymi, wskazują na urzędy gmin jako na ten organ, który ma za zadanie kontrolować gospodarkę wodno-ściekową.
Wójt wyborcy oka nie wykole…
Właściciele obiektów, które produkują największą ilość ścieków, a nie są podłączone do sieci kanalizacyjnej, przeważnie obiektów związanych z obsługą ruchu turystycznego, to w przypadku Podhala znaczna, a już niewątpliwie mocno wpływowa część elektoratu. Iluż przedstawicieli wybieralnej władzy zaryzykuje „ściekową” wojnę ze swoimi wyborcami na rok przed terminem wyborów?
Nie od dziś pojawiają się głosy, że aby skutecznie spacyfikować sprawców nielegalnych zrzutów, ustawowy obowiązek kontroli trzeba oddzielić od władzy wybieralnej. Ale na razie jest to zadanie własne gminy. Gdyby nawet wójt zaryzykował stanięcie po stronie uczciwej i przeciwnej haniebnemu procederowi części elektoratu, to trudno mu będzie ruszać na taką wojnę bez dobrze opłacanej i nieprzekupnej straży gminnej, z inspektorem ochrony środowiska na pół lub jedną czwartą etatu. Bo z reguły tylko takimi możliwościami dysponuje, a innego szybkiego i skutecznego wsparcia nie ma.
Sytuację pogarszają nieskanalizowane obszary gminy oraz posesje nie podłączone do istniejącej kanalizacyjnej sieci – bo iluż właścicieli dobrowolnie chce płacić za ścieki nawet 10-krotnie więcej niż kosztuje ich korzystanie z „przelotowego” szamba…
Krewni i znajomi
Odpowiedzialność za kontrolę szczelności szamb i częstotliwość wywozów adekwatną do ilości mieszkańców lub zużycia wody – ponoszą oczywiście gminy. Niestety, praktyka życiowa pokazuje, że w tych kontrolach gminy bazują na oświadczeniach mieszkańców lub podmiotów. Jeśli chodzi o podmioty branży turystycznej – służby sanitarne i ochrony środowiska stwierdzają nagminne wykazywanie najwyżej 10 procent zakwaterowanych. Gdyby nawet w pensjonacie kwaterował cały autokar turystów – właściciele będą tłumaczyć, że to właśnie „krewni i znajomi” przyjechali w gościnę. Duże, pensjonatowe obiekty w górnym biegu Dunajca korzystają z szamb o pojemności 10 do 14 metrów sześciennych. Zdarzają się i ekstremalne przypadki – jak szkoła na 1.500 uczniów z szambem na 10 kubików. Poza obszarem aglomeracyjnym, gdzie powstaje bardzo dużo pensjonatów, bezkarnie można praktycznie wszystko.
Podhalański patent
Ruch turystyczny, który miał być błogosławieństwem i kierunkiem rozwoju Podhala, w sytuacji intensywnego wykupywania ziemi przez deweloperów i wyczerpania przepustowości istniejących oczyszczalni przyczynia się do degradacji wód płynących. A ich poziom wciąż się obniża. Spektakularny przykład takiego gwałtownego zabudowywania to półwysep Stylchyn na Jeziorze Czorsztyńskim.
Jolanta Bakalarz przypominała, że zapobieganie problemom z gospodarką ściekową powinno się zaczynać na etapie planów miejscowych.
Ewa Gondek z kolei – na przykładach Krynicy, Muszyny, Piwnicznej, gdzie ruch turystyczny też jest duży, a problemów z gospodarką ściekową praktycznie nie ma – doszła do wniosku, że nielegalne zrzuty to jednak podhalański patent. I skutek określonej mentalności ludzkiej. Już wcześniej apelowała do proboszczów, żeby wsparli działania służb przemawianiem do sumienia sprawcom skażenia środowiska. Widocznych efektów jednak nie było. Podhalanie nadal biegają do kościoła, jeżdżą „wypasionymi” autami, a ścieki płyną.
Ponieważ walkę z nielegalnymi zrzutami utrudniają nieewidencjonowane ujęcia wody, pojawił się postulat olicznikowania każdego źródła poboru. Ale to wymaga zmian prawnych. Wiadomo też, że zanieczyszczenia płyną z górnego biegu Białego Dunajca. Spotkanie ze służbami odbyło się na razie w powiecie nowotarskim. Na kolejnym posiedzeniu Zarząd Powiatu zdecyduje, czy do dyskusji o źródłach i przyczynach skażenia włączyć także powiat tatrzański.
(asz)
Komentarze
Czyżby nie było pieniędzy w tym kraju na kanalizację i nowe oczyszczalnie ścieków? W Warszawie potrafili awarię ścieków naprawić, a Podhale dalej w g.... pływa. O co chodzi?
Sanepid do likwidacji ..