Kamery live
prognoza pogody

Wołanie z targowicy: Panie burmistrzu, niech pan coś zrobi!

Kilkudziesięciu handlujących przy ulicy Targowej – i na terenach spółki Nowa Targowica, i na gruntach innych właścicieli – znów przyszło na sesję Rady Miasta, by prosić burmistrza i Radę o położenie kresu absurdalnemu utrudnianiu handlu przez stawianie przegród. Prowadzący stoiska gromkim głosem domagają się zaprowadzenia spokoju na placu i normalnych warunków do pracy. Burmistrz przyczyn konfliktu i powstania płotu na targowicy upatruje w braku wsparcia radnych dla jego działań i lobbingowych posunięciach. “Proszę, żebyście państwo stanęli w obronie interesów miasta” – apelował do radnych. Przy okazji swoich wystąpień, handlujący odsłonili trochę finansowych kulisów targowego biznesu.

Wołanie z targowicy: Panie burmistrzu, niech pan coś zrobi!

“Jesteśmy dyskryminowani”, “To wszystko woła o pomstę do nieba i myślę, że jak nie na tym świecie, to na tamtym ktoś za to odpowie”

By przedstawić problem i rozwój wydarzeń, do głosu zapisało się kilka osób. Ze względu na wyraźnie większą niż zwykle liczbę chętnych do publicznych wystąpień, przewodniczący Rady, Andrzej Rajski, postanowił ograniczyć czas wypowiedzi do 3 minut.

– Przecież my, przenosząc się z osiedla Bereki do spółki Nowa Targowica, zostaliśmy skierowani do pani Kolasowej nie przez kogo innego, jak przez pana Hreśkę – przypominała Czesława Przesławska. – W tej chwili pan Hreśka oddzielił nas płotem i jesteśmy dyskryminowani. Dlaczego? – pytam. Liczymy, że pan burmistrz pomoże nam i zrobi coś w tym kierunku, żeby zjednoczyć tych ludzi i żebyśmy mogli spokojnie handlować.

– Zachęcali do przenosin, kusili, obiecywali niskie ceny, ład i porządek – wtórowała poprzedniczce Magdalena Śmietana. – Obiecywano nam dogodne miejsca do handlu, bez chaosu i obaw o przyszłość. Miasto zaangażowało się w to nie tylko z mocy ustawy, ale z poczucia obowiązku, bo zależało mu na tym, aby handel zyskał nową jakość. Nowa Targowica miała być jego wizytówką i dodatkową atrakcją dla turystów. Na tej samej targowicy zniknął ład i porządek wraz z budową płotu odgradzającego działki państwa X od spółki. Handlarze dostali przypisane miejsca z biura. Nieświadomi tego, że po jakimś czasie będą zmagać się z utrudnieniami, zainwestowali w swoje budy. Teraz jakieś rozgrywki prowadzą między sobą właściciele gruntów, a cierpią na tym kupcy, od których tak jedna strona, jak i druga oraz miasto czerpią zyski.

Handlujący głośno wyrażali żal, że nikt ze zbierających czynsze i opłaty nie ma na względzie ich warunków pracy i dochodów.

– Cały ten konflikt wpływa na nasze zdrowie psychiczne – tak się nie da pracować, żeby każdego handlowego dnia tylko myśleć, z której strony będziemy odgrodzeni od klienta – skarżyła się Małgorzata Żółtek. – To, co teraz się wyprawia, jest psychicznym znęcaniem się nad handlującymi po jednej i po drugiej stronie płotu. Jesteśmy odgrodzeni z jednej strony płotem, z drugiej – budującą się galerią, a z trzeciej samochodami i grozi się nam, że powstanie następny płot. (…) Nikt się z nami nie liczy – najważniejsze jest czerpanie zysków dla prywatnych, właścicieli, spółki i Urzędu Miasta. W ogóle to wszystko woła o pomstę do nieba i myślę, że jak nie na tym świecie, to na tamtym ktoś za to odpowie.

– Czy nie ma pan, panie burmistrzu, takiej mocy, żeby plac, który należy do Urzędu, wziąć z powrotem i żeby ktoś normalny zaczął tam pracować?! – wołała z mównicy Barbara Spaczyńska.

– Właściciele terenów, biznesmeni, poradzą sobie bez jarmarków, ale dla nas, handlarzy, jest to walka o życie, bo mamy z tego chleb powszedni – przekonywała Magdalena Śmietana. – Na utracie jarmarków straci spore dochody również miasto. Spór dotknął przede wszystkim nas. Płot, który powstał, utrudnia handel, przemieszczanie się ludzi kupujących, a cierpi na tym handlarz po jednej i po drugiej stronie płotu.

„Czarna owca” już nie jest reklamą Targowicy – teraz reklamą Targowicy jest czarny płot

Handlujący powtarzali, że wymyślane z każdym jarmarkiem coraz to nowe akcje uderzają w nich, jak choćby w minioną sobotę, kiedy handlujący na terenie spółki zostali odcięci od parkingu ustawionymi tam samochodami.

– Samochody zostały przestawione, ale my nie mamy pewności, czy w następny jarmark nie zastaniemy kolejnego płotu czy jakiejś innej przeszkody – rysowała obawy ludzi Magdalena Śmietana. – Na Nowej Targowicy dzieje się bardzo źle. Dochodzi nawet do tego, że sami wspólnicy nie mogą się między sobą dogadać. Rozpocznie się niedługo walka o handlarza. Mamy serdecznie dosyć przepychanek i wojenek. Spór, który toczy się między stronami, uderza również w miasto. Wizytówką miasta już nie jest Nowa Targowica na miarę XXI wieku, ale getto na miarę XXI wieku, a „Czarna owca” już nie jest reklamą Targowicy – teraz reklamą Targowicy jest czarny płot. Słowacy oraz goście śmieją się z nas, że jesteśmy w getcie, że pracujemy w obozie pracy, że jesteśmy Kargulami i Pawlakami, że Nowy Targ jest świetny w budowaniu murów. Czy na takich wizytówkach i reklamach nam zależało? (…) Żyjemy w ciągłym stresie. My chcielibyśmy tylko spokojnie zarobić na życie, utrzymanie naszych domów, rodzin, gospodarstw; by zapłacić niemałe pieniądze za wynajem stoiska i opłatę targową. Ale w tych warunkach staje się to niemożliwe. Jesteśmy coraz bardziej zniechęceni i zmęczeni tą sytuacją, która nie my spowodowaliśmy i na którą, niestety, nie mamy wpływu. Ostatnią szansę widzimy w panu burmistrzu i Radzie Miasta, że pomogą nam, zwykłym handlującym, bo to nie my prosiliśmy się o przenosiny w to miejsce.

Z intencją wyjaśnienia kilku spornych kwestii wystąpiła córka sąsiadów spółki, Katarzyna Guziak, od roku prowadząca negocjacje z Zarządem spółki Nowa Targowica.

– Kwestią sporną są parkingi oraz kwota, której spółka żąda od nas, właścicieli prywatnej działki, także umowa którą spółka chce podpisać – mówiła. – Nie uchylamy się, chcemy uczestniczyć w kosztach, które ponosi spółka, ale w sposób realny i racjonalny.

16 tys. miesięcznie płatne za rok z góry, umowa na 25 lat…

Sąsiedzi spółki podnoszą, iż spełniają wszystkie wymogi dotyczące stosunku miejsc parkingowych do miejsc handlowych. Przedstawicielka właścicieli, którzy nie wchodzą do spółki Nowa Targowica, zdecydowała się też podać kwoty, których żąda od nich większy podmiot:

– Żądania spółki były i są duże: 30 tysięcy miesięcznie plus pewien procent za poszerzenie handlu o nasz plac od pana Legutki.

Właściciele prosili o mediacje burmistrza, prosili też prezesów spółki o wyszczególnienie składowych tej kwoty, czyli jej kosztów.

– Nie uzyskałam odpowiedzi do tej pory – mówiła córka właścicieli gruntu za płotem. – Po kolejnych negocjacjach kwota została zmniejszona do 16 tysięcy miesięcznie. Chciałam również podkreślić, że spółka od miasta dzierżawi działki za przysłowiowe grosze, a od nas żądają 16 tysięcy miesięcznie i umowy na 25 lat.

Projekt umowy sąsiedzi spółki uznali za skandaliczny i pozbawiający ich częściowo gruntowej własności oraz ograniczający swobodę działalności, prawo zmieniania przeznaczenia terenu pozostawiający natomiast spółce. Kwota 16 tysięcy netto miesięcznie została ustalona w negocjacjach już z udziałem prawniczki spółki, sąsiedzi dalej jednak domagali się wyszczególnienia kosztów, tym bardziej, że koszty sprzątania, odśnieżania wywozu śmieci i naprawy placu ponoszą właściciele działki.

– Idąc na ustępstwa, po rozmowie rodzinnej, doszliśmy do wniosku, że damy te kwotę 16 tysięcy netto dla świętego spokoju i dobra handlujących, ponieważ liczymy się z tym, że dla większości ludzi jest to jedyne, główne źródło dochodu – informowała Katarzyna Guziak.

Lobbujący radny

Po zgodzie ze strony prezesa spółki i pani mecenas, jeden z udziałowców spółki nie zgodził się jednak na dalsze ustalenia i zażądał pieniędzy za rok z góry. Wkrótce na gruncie tego udziałowca stanął płot. Nastąpiła po tym jeszcze jedna próba mediacji.

– Stowarzyszenie kupieckie wyszło z propozycją pomocy, postanowili zrobić spotkanie dla handlujących – opowiadała reprezentantka sąsiadów spółki. – I co się okazało? Na spotkaniu pojawił się jeden z radnych, lobbujący za jedną stroną i zapraszający do przejścia na działki Nowej Targowicy w zamian za 2 lub 3 miesiące za darmo.

Sąsiedzi z drugiej strony płotu twierdzą też, że proponowali spółce pobieranie czynszu na kilku stoiskach w zamian za otwarcie głównej alei. Odpowiedzi jednak brak. Wzajemnych pretensji i porachunków jest więcej.

– W ramach – nazwijmy to – strajku, w sobotę postawiliśmy kilka busów handlujących i zrobiła się wrzawa, między innymi wśród właścicieli działek prywatnych – przyznała występująca. – Publicznie więc proszę właścicieli tamtych działek o pomoc w otwarciu przejść w płocie, bo nie tylko nasi handlujący tracą, ale i wasi również.

Zarówno handlujący z górnych rzędów sali obrad, jak i przewodniczący Rady byli ciekawi, który to radny poszedł na mediacje i przyjął rolę lobbysty. Katarzyna Guziak wolała jednak nie ujawniać nazwiska.

Proszony już wcześniej o interwencję w sprawie płotu i sytuacji na Targowicy burmistrz Grzegorz Watycha 18. maja – po wstępnym rozpoznaniu prawniczym – wystosował do radnych pismo informujące, że uchwała ze stycznia 2013 roku, dotycząca wydzierżawienia spółce Nowa Targowica miejskiego terenu, obarczona jest wadą prawną, co może skutkować jej nieważnością. Pismo zawierało również kilka uwag do zapisów umowy, uznanej przez niego za niekorzystną dla miasta. I był to krok w kierunku zapowiadanego rozwiązania niniejszej umowy. Czyniąc to, burmistrz liczył na zajęcie stanowiska i wsparcie jego działań przez Radę.

Burmistrz: “Jestem zbulwersowany tym, że nie dostałem odpowiedzi od radnych, natomiast to pismo wyciekło do spółki”

Radny Paweł Liszka uznał jednak, że – przyjmując taką opcję – można by uznać nieważność kilkunastu umów zawartych w dwóch minionych kadencjach na tej samej podstawie prawnej, w tym umów na dzierżawę terenów w Strefie Aktywności Gospodarczej czy pod składowisko odpadów, z zagrożeniem, że środki unijne trzeba by zwrócić.

– Czy ktoś w Urzędzie Miasta dokonał analizy skutków ekonomicznych i społecznych dla gminy w sytuacji, gdyby do unieważnienia tych umów doszło? – pytał radny. – Po zapoznaniu się z najnowszym komentarzem do ustawy o gospodarce nieruchomościami, mam poważne wątpliwości co do poglądu wyrażonego przez pana burmistrza. Mając na uwadze wagę poruszanego problemu, proszę o pilne dostarczenie wszystkim radnym kopii opinii prawnej, na podstawie której pan burmistrz prezentuje takie stanowisko.

Pod koniec sesji burmistrz Grzegorz Watycha zdecydował się odpowiedzieć radnemu:

– Ja osobiście jestem zbulwersowany tym, że nie dostałem odpowiedzi od radnych, natomiast to pismo wyciekło do spółki i państwo stamtąd dostaliście odpowiedź na temat mojego wystąpienia do was. Poza grupą radnych z Naszego Miasta, którzy poparli moje stanowisko, żeby iść w kierunku nieważności tej umowy, żadnej odpowiedzi nie usłyszałem. Natomiast widzę, że w przypadku planu dla tego terenu państwo postanowiliście – zamiast dyskutować na temat zagospodarowania – zdjąć to z porządku obrad. Dla mnie jest to po prostu schowanie głowy w piasek – chyba ze wstydu, że nie staje się w obronie kupców, którzy chcą handlować, tylko w obronie interesów spółki, która chciałaby wszystkim dyktować warunki.

Podobnie jak sąsiedzi spółki, burmistrz żądał pokazania kosztów wspólnych – sprzątania, reklamy, wywozy śmieci i odśnieżania placu.

– Dzisiaj mieliśmy pewną próbkę, o jakie tam pieniądze idzie wojna – mówił gospodarz miasta. – Interes pojedynczych handlujących, którzy składają się na ten wielki biznes, schodzi na plan dalszy.

“Komu złote jajka wpadają do sejfu”?

Radnemu Pawłowi Liszce wyjaśniał natomiast burmistrz, że nie chodziło mu o tryb zawarcia umowy na dzierżawę miejskiego terenu:

– …tylko o to, co się na placu wyprawia z handlującymi. Bo zagrożeniem jest to, że powiedzą: nam już tego nie trzeba, jesteśmy ustawieni, postawimy płot, może za chwilę zamkniemy ten plac, a nie, że jakiś podmiot będzie dyktował warunki i oczekiwania: że zgodnie z tradycją miasta ma tam być plac targowy. Myśmy dużo wysiłku włożyli, żeby ten plac przenieść, wykonać drogę. Też zainwestowaliśmy i dzisiaj chcemy mieć z tego określony profit. Po to się na tej sali morduję z uchwałami, żeby zadbać o interes miasta przede wszystkim. Cały czas jest opcja, że my mordujemy kurę znoszącą złote jajka. Tylko komu te złote jajka wpadają do sejfu? Na pewno nie do kasy Urzędu Miasta, tylko do kieszeni prywatnych i trzeba temu w końcu powiedzieć: „stop”.

Porównywał przy tym burmistrz opłaty targowe w Nowym Targu i w Jabłonce, gdzie są one o wiele wyższe i ponawiał prośbę do radnych o zajęcie stanowiska. Nie był to jednak koniec polemik.

– My nie jesteśmy od treści umów, od podpisywania umów, tylko wyrażamy zgodę, natomiast pana rolą jako burmistrza jest sprawowanie nadzoru i podpisanie takiej umowy, takich aneksów, żeby były dobre dla miasta – napominał Paweł Liszka.

Burmistrz z kolei przyczyn konfliktu i powstania płotu na targowicy upatruje w braku wsparcia radnych dla jego działań i lobbingowych posunięciach. Tymczasem w interesie miasta nie leży ograniczanie powierzchni i reglamentowanie liczby stoisk, bo im więcej ich, tym większy przychód dla miasta.

Zapewnił przy tym burmistrz, że opinię prawną ma i ją przedstawi, najlepiej na posiedzeniu wszystkich komisji, gdzie przyjdzie prawnik, by wyjaśnić sporną kwestię.

– I ja proszę, żebyście państwo stanęli w obronie interesów miasta – apelował. – Żeby pieniądze z wielowiekowej tradycji wpływały do kasy miejskiej.

Na oczekiwanie przez burmistrza i wiążące dla niego stanowisko Rady trzeba więc będzie zapewne poczekać do posiedzenia wspólnego wszystkich komisji. Na razie płot na targowicy stoi i tylko na koncercie w rynku powiało nadzieją, że „mury runą”…

/asz

os 29.05.2018
Komentarze

Napisz komentarz

Komentarze muszą najpierw zostać zaakceptowane przez administratora. Redakcja nowytarg24.tv nie odpowiada za treść komentarzy internautów.

1 komentarz
Ada 23:41 29.05.2018

Brawo Panie Burmistrzu !!

Zobacz również