W brązie i na płótnie – czar kobiecej sztuki
NOWY TARG. Akurat te artystki goszczą w murach Galerii „Jatki” – placówki Małopolskiego Centrum Kultury „Sokół” w Nowym Sączu – wcale nie tak rzadko. Natomiast wystawa prac Joanny Borowicz i Barbary Piszczór, przygotowana na tegoroczną Noc Muzeów, stała się rzetelnym przeglądem twórczości kreatywnych i zachwycających charakterem swojej sztuki przyjaciółek.

Obie są absolwentkami zakopiańskiej Szkoły im. Antoniego Kenara, następnie krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. Obie uczą plastyki i tworzą. Obie po studiach wróciły do swoich rodzinnych miejsc – Joanna Borowicz do Nowego Targu, a Barbara Piszczór do Suchego koło Poronina. W sztuce obu dominuje ludzki, egzystencjalny temat. Ale dzieła rzeźbiarskie jednej i obrazy drugiej odsłaniają zgoła różne osobowości i temperamenty.
– Wydawałoby się, że rzeźba to ciężki gatunek sztuki. A Joasia stworzyła delikatne prace, które zdają się zaprzeczać sile grawitacji – mówiła Ania Dziubas, kierowniczka Galerii „Jatki” w Nowym Targu. – Malarstwo Basi natomiast – mięsiste i intensywne, opowiadające o emocjach – fascynuje i zachwyca.
Olejne obrazy artystki z Suchego to nasycone emocjami i wrażliwością, ekspresyjne, wyraziste portrety rodziny, przyjaciół, znajomych, sąsiadów. Także pejzaże pełne bujności przyrody i wizerunki zwierząt objawiających niemal ludzkie charaktery. Fakturę tych płócien tworzą ślady pociągnięć pędzla w gęstej farbie.
– Jestem daleka od tego, by malować „ładne” obrazki. W życiu wolę mieć relacje niż rację – przedstawiała swoją filozofię sztuki artystka z Suchego. – Malarstwo jest moją wolnością i tu dociekam prawdy. Daję upust instynktom twórczym, słucham swojego sumienia i prowadzi mnie natchnienie. Życie w zgodzie ze sobą, szczerość wobec siebie i prawda odwdzięczają się spokojem ducha i harmonią. Przez życie idę pogodna i pogodzona, a jeżeli są smutki, to zostawiam je na obrazach.
W całym procesie powstawania obrazów Barbary Piszczór kluczową rolę odgrywa notowanie wzruszeń i zaskoczeń, co więcej – docieranie do psychologicznej prawdy o portretowanej osobie, odkrywanie jego tajemnicy i zagadek duszy.
Rzeźbiarski talent Joanny Borowicz ucieleśnia się natomiast w rzeźbach z brązu. Podziwiając cudowną ekspresję, zwiewność często ażurowych postaci, rozmyślając o symbolice przedstawień – mało kto zdaje sobie sprawę z ciężaru materii i trudności stosowanej przez nowotarską artystkę techniki traconego wosku.
– Brąz jest właśnie takim szlachetnym materiałem, który najlepiej oddaje wszystkie elementy i szczegóły moich prac – wyjaśniała Joanna Borowicz. – Modeluję je w wosku, który jest z kolei materią bardzo przyjemną, delikatną. Pod wpływem ciepła pozwala się formować. Ale ma ten minus, że powstaje tylko jedna praca. Technologia wymaga, by połączyć model z kanałami odpływowymi, zalać to gipsem formierskim, dać do wypału. W trakcie tego wypału wosk się topi. Dlatego ta rzeźba jest „na wosk tracony”. Powstaje tylko jeden egzemplarz – nie ma duplikatu. Ja też operuję paletą barw, ale siłą rzeczy bardzo ograniczoną. Muszę mieć chemię, żeby zrobić patynę i to zajmuje sporo czasu. Na takiego pawia np. poświęciłam jeden dzień. A jeśli nie uzyskam efektu, który by mnie zadowalał, to pracę muszę dać do wyczyszczenia, czyli wypiaskowania i od nowa trzeba robić patynę. Praca prezentuje się jako delikatna, jednak dużo mechaniki jest w obróbce tego materiału. Efekt finalny to nie tylko artyzm, ale i rzemiosło.
Żadnego z tych walorów – artyzmu ani znakomitego warsztatu – obu zaprzyjaźnionym artystkom odmówić się nie da.
(asz)
Komentarze