Rogoźnik rośnie na podhalańską stolicę poezji
ROGOŹNIK. Ileż można żyć w obawach i w odosobnieniu… To i dla ducha, i dla ciała zdrowe nie jest. Dlatego, gdy tylko poszły wici o II Watrze Rogoźnickiej – poeci zlecieli się do pawilonu przy stadionie jak niesieni na skrzydłach Pegaza.
Impuls do tych dorocznych spotkań, które wyrastają już na konkurencję dla Święta Poezji Góralskiej w Rabie Wyżnej, dał nowotarski poeta i farmaceuta, mistrz haiku, Krzysztof Kokot. A siłą sprawczą stał się znany z energii, aktywności i szczęśliwej ręki do wszelkich imprez sołtys Kazimierz Zubek.
Od zeszłego roku, po I Watrze, stara, malownicza, cysterska wieś zaczęła pretendować do miana poetyckiej stolicy Podhala. I jeśli tak dalej pójdzie, to stanie się nią niechybnie. Jak to sołtys uczynił – jego słodka tajemnica, ale w tym roku już Rogoźnicka Watra stała się imprezą powiatową, pod patronatem i z dofinansowaniem starosty.
Jeśli jeszcze miejscowe koło gospodyń wiejskich będzie tak karmić gości, jak pokazało, że potrafi, to grono poetów może się znacząco poszerzyć…
A – nie licząc poetów z Podhala, Spisza i Orawy – poszerzyło się ono już i tak istotnie: o osobowości, które ujawniły się w konkursie im. Tadeusza Staicha lub w Konkursie jednego wiersza im. Jerzego Tawłowicza. Prym wiodą oczywiście niezłomni i wciąż pełni weny podhalańscy klasycy w osobach Wandy Szado-Kudasikowej i Romana Dziobonia, czyli ujka Romka. Za nimi podążają, coraz mocniej rozwijając skrzydła, Renata Lipkowska z Pieniążkowic czy Teresa Bachleda-Kominek z Cyrhli.
II Rogoźnicka Watra przyciągnęła ich oczywiście znacznie więcej i z bardzo różnych dziedzin, nie tylko z rejonów między Krakowem a Sączem, bo także z Nysy i z Opola. Rabiańską krynicę poezji reprezentowała zaprzyjaźniona z wieloma poetami Joanna Słodyczka. Towarzystwo było 18-osobowe i serce rośnie, jak się widzi, o jakie „nabytki” w roku powiększa się poetycka brać.
Z Opola jechała do Rogoźnika – najpierw przez pomyłkę kierując się za GPS-em do Rogoźnika pood Będzinem – prezesująca tamtejszemu Oddziałowi Związku Literatów Polskich – Ada Jarosz.
Wielu uczestników rogoźnickiego zlotu przywiozło z sobą najnowsze tomiki lub – jak Roman Dzioboń – prozą pisane wspomnienia. Nim zapłonęła watra i zaczęły się przyjacielskie pogwarki – każdy miał swoje piec minut na przeczytanie najnowszych utworów.
A były one o wszystkim: o artystach z bożą iskrą, o przemijaniu, o różnych drgnieniach serca, o dawności i czasie teraźniejszym, który nam się przesypuje jak piasek przez palce; o niepewności, co los przyniesie.
Osobna sprawa to wiersze o Rogoźniku, które po kilku takich Watrach powinny się już pozwolić na wydanie nieszczupłej antologii.
Planowana muzyka „Trutni” co prawda nie dotarła, ale np. swój wiersz fantastycznym głosem wyśpiewała utalentowana i muzycznie i poetycko Iza Wójcik.
Sołtys zadbał, by wszyscy dostali upominki z pamiątkowym kubkiem, a to, co uszykowały rogoźnickie gaździny – kojarzyć się mogło tylko z łopuszniańskim konkursem potraw. Ponieważ Rogoźnik leży przy ścieżce rowerowej ku słowackiej granicy – dołączyło do poetyckiej Watry i paru rowerzystów.
Dłuższa przerwa w tego rodzaju spotkaniach tak zaostrzyła apetyty na poezję i ciekawość tego, co u kogo słychać, że dla niektórych plenerowa impreza przeciągnęła się na następny dzień.
(asz)
Komentarze