Rodzina pacjenta nr 1: narażanie zespołu ratownictwa medycznego nie było działaniem celowym kogokolwiek z nas. Mężczyzna czuje się lepiej
NOWY TARG. Po opublikowaniu materiału z wypowiedzią dyrektora Podhalańskiego Szpitala Specjalistycznego i jego informacją o konieczności poddania kwarantannie lekarza zespołu ratunkowego oraz dwóch ratowników medycznych – nawiązała z nami kontakt również pozostająca w kwarantannie rodzina nowotarskiego pacjenta nr 1, przedstawiając szczegółową wersję wydarzeń.
Oto ona:
2. kwietnia pacjent skontaktował się telefonicznie z lekarzem POZ z przychodni w Nowym Targu, ponieważ cierpiał na intensywny ból brzucha (nie miał wtedy gorączki). Lekarz zalecił przyjazd do przychodni, a pacjent niezwłocznie to uczynił. Było to zachowanie uzasadnione, ponieważ cierpi na zaawansowaną cukrzycę. Po zbadaniu (podczas wizyty była badana temperatura ciała i wynosiła ona poniżej 36,6 stopnia!) został odesłany do domu ze skierowaniem na USG i zaleceniem wykonania w najbliższym czasie dodatkowych badań w szpitalu, gdyby objawy nie ustąpiły.
Następnego dnia rano poczuł się gorzej, wystąpiły drgawki, w związku z czym żona wezwała pogotowie. Znając stan zdrowia swojego męża, była bardzo zdenerwowana i z niepokojem czekała na przyjazd karetki. Jak podała w wywiadzie – nic nie wskazywało na inne przyczyny nagłego pogorszenia się stanu męża. Pacjent nie miał kontaktu z osobą zakażoną, nie przebywał w miejscu gdzie stwierdzono jakiś przypadek zachorowania (o czym później informował Sanepid, oświadczając, że źródło zakażenia jest nieznane).
Gdyby żona w rozmowie z dyspozytorem dostała polecenie, że ma zmierzyć mężowi temperaturę, na pewno by to uczyniła. Każdy, kto ma choć trochę empatii, zrozumiałby, że starsza, schorowana i mocno zdenerwowana kobieta starała się zrobić wszystko, aby pomóc. W mieszkaniu nie było nikogo, kto mógłby ją uspokoić. Trudno więc wyrokować, że to rodzina dopuściła się zatajenia czegokolwiek.
Zatajenie informacji miałoby miejsce wtedy, gdyby wiedziała o podwyższonej temperaturze u męża i celowo wprowadziła w błąd zespół karetki.
Pragniemy nadmienić, że dla naszej rodziny jest to bardzo traumatyczne, ponieważ pacjent jest w grupie ryzyka w związku z chorobami współistniejącymi, a stwierdzenie zakażenia koronawirusem było ogromnym zaskoczeniem. W związku z tym, że wychodzimy do pracy, od kilku tygodni unikaliśmy bezpośredniego kontaktu ze schorowanymi rodzicami, żeby ich niepotrzebnie nie narażać.
W tak trudnej sytuacji, kiedy martwimy się o zdrowie taty, oskarżanie nas o zatajanie informacji jest krzywdzące.
Pragniemy równocześnie podziękować zespołowi ratownictwa medycznego za udzielenie pomocy oraz podkreślić, że narażenie ich na niebezpieczeństwo nie było celowym działaniem żadnego z członków naszej rodziny.
Rodzina pozostaje w kontakcie z pacjentem hospitalizowanym w Szpitalu Uniwersyteckim w Krakowie i ma już od niego dobre wieści: że gorączka ustąpiła, że czuje się lepiej. Teraz on martwi się o zdrowie pozostających w kwarantannie bliskich.
(asz)
Komentarze
Dyrektor szpitala jest polityczny a nie merytoryczny . Kiedyś tez, tacy byli . Stare czasy wróciły
Mam nadzieje , ze pan .. szybko wróci do zdrowia.. i nie będzie już w rodzinie zarażenia. Ale skoro dzieci nie przychodziły do rodziców ... to czy żona gdzieś chodziła?
Wiadomo przecież, że jak się ktoś martwi o zdrowie bliskiego i dzwoni po karetkę to mimo próśb i apelów nie mierzy mu temperatury bo jest zdenerwowany.
Dużo zdrowia dla pana w tym trudnym czasie .