Kamery live
prognoza pogody

Przez Podhale idą redyki. Owczarze – pełni obaw

17 października 2017 06:42

Podhalańskie owce schodzą z hal. Przez różne miejscowości – często ze śpiewem i muzyką – wędrują redyki, kończące się osodem, czyli oddaniem przez baców owiec ich hodowcom i rozliczeniem – w pieniądzach lub w oscypkach. Ten wypasowy sezon był obfity w trawę i w południowej Polsce bez żywiołowych katastrof. Ale wilki dają się owcom i pasterzom coraz mocniej we znaki.

Przez Podhale idą redyki. Owczarze – pełni obaw

Owcza populacja na Podhalu to w tej chwili ok. 50 tysięcy wełnistych grzbietów. Koniunktura dla owczarstwa z lat 50-, 60- i 70-tych pewnie minęła bezpowrotnie, jednak dotacje dają jeszcze szansę utrzymania stad. Część owiec nie opuszczała Podhala, korzystając z przydomowych pastwisk i pobliskich łąk. Spełniała tam niezwykle pożyteczną rolę naturalnych kosiarek i użyźniaczy. Część pasła się na Żywiecczyźnie, kilka stad – w Bieszczadach, w rejonie Gorlic, a sporo owiec skubało trawę w pienińskich Jaworkach, gdzie 9 baców z ok. 10 tysiącami owiec stworzyło już większe skupisko. Największe stada liczyły po 1800 – 1700 sztuk.

Ze sprzyjającej pogody, dostatku pożywienia i popytu na oscypki można się tylko cieszyć.

– Gdyby nie braki juhasów, bo to jest w tej chwili największą bolączką wypasów i gdyby nie zmasowane ataki wilków, to sezon można uznać za udany – podsumowuje Jan Janczy, dyrektor biura Regionalnego Związków Hodowców Owiec i Kóz z siedzibą w Nowym Targu. – Jednak bacowie narzekają, że wilki teraz coraz mniej boją się ludzi. W Jaworkach grasuje wilk, który wchodzi między owce i je zagryza. Nie wiem, czym to jest spowodowane – czy tym, że przechodzą na polską stronę ze słowackiej, gdzie wolno strzelać?… Ten rok może być rekordowy, jeśli chodzi o szkody wilcze, bo w minionych trzech tygodniach podpisywaliśmy ugody zawsze z 23 – 25 osobami. Zdarzały się bacówki, gdzie wilki zagryzły jednorazowo nawet 11 sztuk owiec.

Wilki trzebiły stada na całym Podhalu, były też bardzo agresywne w rejonie Piwnicznej, Gorlic – w zasadzie wszędzie tam, gdzie pasły się owce.

Druga bolączka owczarzy to – pomimo dobrych wynagrodzeń – chroniczny brak juhasów. Taka sytuacja utrzymuje się od ładnych paru lat. Młodzi i sprawni fizycznie wyjeżdżają do pracy za granicę i nie przynoszą na razie efektu zachęty w postaci szkoleń. Nadzieja tylko w bodźcu ekonomicznym.

– Przede wszystkim liczymy na to, że dopłaty, które w tej chwili są, może spowodują że przynajmniej część tych młodych z rodzin bacowskich będzie wypasała owce na bacówkach – nie ukrywa dyrektor Janczy.Natomiast rolnictwo nie jest dziś priorytetem rządowym, młodzi uciekają za granicę, a widzimy nawet po swoich stadach – bo prowadzimy hodowlę zarodową – że wieś się starzeje.

W związku z akcjami „zielonych” duża jest też obawa przed wstrzymaniem eksportu jagniąt. Policyjne służby tego roku wyraźnie nie radziły sobie z blokadami na granicy, skutkiem czego przestoje w drodze do Włoch wypełnionych jagnięcym żywcem kamionów sięgały kilku godzin, co tylko pogarszało stan zwierząt. Upadek owczarstwa byłby tymczasem podcięciem korzeni pasterskiej w swoim rodowodzie kultury Podhala.

Na razie jednak redyki jeszcze idą i dopłaty ratują sytuację hodowców, a wojewódzki wydział ochrony środowiska płaci za szkody czynione przez wilki jako gatunek chroniony. Ludźmierskie Sanktuarium zaprosi też wkrótce na bacowskie dziękczynienie za kończący się wypasowy sezon. Odtąd, jeśli tylko pogoda pozwoli, owce będą wypuszczane tylko na przydomowe pastwiska.

/asz

NT24TV 17.10.2017
Komentarze

Napisz komentarz

Komentarze muszą najpierw zostać zaakceptowane przez administratora. Redakcja nowytarg24.tv nie odpowiada za treść komentarzy internautów.

Zobacz również