Kamery live
prognoza pogody

Nowotarżanka mieszkająca w Neapolu: “Błagam moich ukochanych górali: zostańcie w domach!”

Ania jest naszą czytelniczką, góralką mieszkającą w prowincji Neapol i jak sama o sobie mówi  – “nowotarżanką z krwi i kości”. Rozmawiamy przez messengera o nastrojach, jakie aktualnie panują we Włoszech i o tym, jak teraz wygląda tamtejsza codzienność. Jej wypowiedzi co rusz przeplatane są apelami: “Ja, jako Polka, a zwłaszcza góralka kochająca Podhale błagam: zostańcie w domach, ograniczcie wyjścia do niezbędnych, nie lekceważcie tego wirusa, jest naprawdę niebezpieczny. Włochy są na kolanach, brakuje miejsc w szpitalach, a zaczęło się od jednej osoby…”

Nowotarżanka mieszkająca w Neapolu:

Rozmowa nie ma charakteru standardowego wywiadu. To pisana na gorąco, luźna wymiana wrażeń, myśli, spostrzeżeń, przesycona emocjami, które daje się wyczuć nawet w zwykłym opisie tego, jak wygląda teraz codzienność w jednej z włoskich prowincji. To błagalne apele osoby, która “wie więcej” – bo jest bogatsza o 3 tygodnie doświadczenia. 

Najpierw pytam Anię o to, jak było na samym początku, kiedy koronawirus we Włoszech dopiero się rozkręcał, a przypadków zarażeń było niewiele; o ten czas, kiedy sytuacja była analogiczna do tej, jaka panuje teraz w Polsce. Jak zachowywali się wówczas mieszkańcy Neapolu? 

-Od początku zlekceważyliśmy sytuację…. Mimo ostrzeżeń każdy prowadził życie normalnie. Wszyscy myśleliśmy ze to “zwykła grypa”. A tak niestety nie jest. Zakażenie jest bardzo szybkie, roznosi się drogą kropelkową. Może spowodować bardzo ostre zapalenie płuc zwłaszcza u osób chorych i tych, którzy mają słabą odporność. Chorują też dzieci i młodzi ludzie. To nie tylko choroba starszych ludzi. Teraz w Neapolu nie ma życia, jesteśmy w izolacji. Może wyjść tylko jedna osoba z rodziny. Zamknięte są wszystkie przychodnie, dentyści, fizjoterapia itd. itp. Nie możemy się spotykać nawet z bliskimi. Przepraszam na chwileczkę, muszę zdezynfekować zakupy, zaraz wracam – przerywa w pewnym momencie rozmowę.

Później przechodzimy do tego, co dzieje się we Włoszech obecnie, jak wygląda codzienne życie? Chodzi mi o proste sprawy: wyjście po bułki do sklepu, kontakty z bliskimi. Pytam też o emocje. 

-Ogromny strach, zagubienie…to nam towarzyszy. Produktów nie brakuje, spożywcze sklepy i apteki są otwarte, wchodzi się po dwie osoby. Kolejki są na zewnątrz w co najmniej metrowym odstępie. Chodzimy w maseczkach i rękawiczkach jednorazowych. Najważniejsze to, żeby przed dezynfekcją rąk nie dotykać oczu i buzi. Niestety ten wirus jest naprawdę niebezpieczny. Istnieją też osoby chore, które nie mają żadnych objawów, ale go roznoszą. Dlatego wszyscy musimy zostać w domach. Ja do mojej mamy mam dosłownie kilometr, ale nie mogę iść do niej, bo muszę ja ochronić, chronić nasze dzieci i starszych. We Włoszech od wczoraj w ciągu 24 godzin zachorowań wzrosło o 2500 osób, kościoły zamknięte, nie ma też pogrzebów – wymienia moja rozmówczyni. 

Od Ani dowiaduję się, że biura muszą zapewnić pracownikom bezpieczne odległości, niektóre są całkiem zamknięte. Otwarte są jedynie banki i poczta, w Neapolu nie pracuje Urząd Miasta – praca  ogranicza się tam do wydawania aktów zgonu i urodzin. Parki, kościoły, cmentarze, punkty usługowe typu salony fryzjerskie, koncerty, wystawy – to wszystko jest wstrzymane bądź zamknięte. Być może będą zamykane również fabryki – te, gdzie pracodawca nie jest w stanie zapewnić ludziom bezpieczeństwa. Ania mówi, że rozpoczęły się strajki. 

Zainteresowała mnie jej wypowiedź o tym, że koronawirus “nie jest wyłącznie chorobą osób starszych”. Dopytuję o dzieci i młodych, o to, czy zna osobiście przypadek zarażenia młodej osoby wirusem. 

-Tak, znam przypadek młodego człowieka, który jest trenerem i znalazł się w szpitalu. Tak u nas mówią, że młodzież i dzieci przechodzą go lżej, ale najgorsze jest to, że przenoszą go rodzicom, dziadkom,ciociom,znajomym. Błagam moich ukochanych górali, błagam, zostańcie w domu, pomódlcie się w domach, nawet zgromadzenie 5 osób jest niebezpieczne. Chrońcie waszych dziadków i rodziców, zostańcie w domach. Bardzo proszę…Kocham moja rodzinę i proszę o ostrzeżenie ich. Jestem nowotarżanką z krwi i kości. Mam bliską rodzinę w tym mieście i w Zakopanem. Ja naprawdę ostrzegam kogo mogę – znajomych, rodzinę, przyjaciół… Błagam, zostańcie w domu. Nie lekceważcie!

Ania przesyła mi dwa zdjęcia i film z Facebooka (udostępniam go poniżej), na którym widać osiedle bloków, otwarte okna, wołających i śpiewających ludzi na balkonach. 

-Tak reaguje Neapol. Jedyne, co możemy robić to wyjść na balkon. Chociaż tak możemy dodać sobie otuchy i odwagi. Neapolitańczycy to bardzo ciepły naród. Przez śpiew są sobie bliscy, chociaż sercem. Oprócz balkonu nigdzie nie możemy wyjść, nawet do sąsiada obok, a to dlatego żeby nie być zarażonym lub nie daj Bóg kogoś zarazić… Izolacja to jedyne lekarstwo na ten wirus. A najgorsze jest to, że nie daj Bóg stanie się coś mojej mamie lub siostrze, nie mogę nawet im pomóc… Łzy same się leją…

z Anną Marianną Chorobą, nowotarżanką mieszkającą w Neapolu rozmawiała Aleksandra Sadowicz

https://www.facebook.com/vesuviolive/videos/230906828048398/?v=230906828048398

 
os 13.03.2020
Komentarze

Skomentuj sss Anuluj pisanie odpowiedzi

Komentarze muszą najpierw zostać zaakceptowane przez administratora. Redakcja nowytarg24.tv nie odpowiada za treść komentarzy internautów.

2 komentarze
sss 06:12 14.03.2020

Trzeba było myśleć wcześniej, a nie śpiewać teraz po balkonach. Don Corleone by się za was wstydził.

Elzbieta Jadwiga Urbaniak 20:36 13.03.2020

W Rzymie podobnie. Nie mozna chodzic na spacery do parków i po mieście. Trzeba pozostać w domu! i kontakt tylko z okna do okna, z balkonu do balkonu. Klatki schodowe, winda, to wszystko przestrzenie o silnym zagrożeniu. Sprawa jest poważna i należy do niej podejść. Otwierają sie okna i ludzie starają sie kontaktować w ten sposób, śpiewać, krzyczeć, grać na rożnych instrumentach po to aby czuć sie razem, oddaleni ale zjednoczeni!

Zobacz również