Literacki debiut 17-letniej nowotarżanki “Jestem dowodem na to, że marzenia się spełniają”
Ma tylko 17 lat, a na koncie debiut literacki. Książka nowotarżanki, uczennicy 2 klasy II LO Aleksandry Ostapczuk “Smocze dziecię” w połowie marca miała swoją premierę na Warszawskich Targach Fantastyki. Jak mówi o powieści sama autorka – “To 3 lata pracy i 10 lat marzeń”. Wydana nakładem Wydawnictwa Literackiego Białe Pióro, fantastyczna opowieść o dwóch braciach to dopiero pierwszy tom z planowanej serii.
-O wydaniu książki mówisz, że jest to ziszczenie Twoich marzeń. Kiedy wymarzyłaś sobie, że zostaniesz pisarką, że chcesz wydać książkę i jak to się robi, żeby w wieku 17 lat to marzenie spełnić?
-Wymyśliłam to sobie w wieku 8 lat. Na sprawdzianie w podstawówce w 2 klasie na pytanie “kim chcielibyśmy być w przyszłości”, napisałam, że chciałabym być pisarzem, co było sporym zaskoczeniem dla mojej nauczycielki. Wtedy to się jakoś zaczęło. Kiedy miałam 10 lat, doszłam do wniosku, że nie mam co czytać. Bardzo lubiłam czytać i dalej to kocham. Wpadłam wtedy na pomysł, że może napisałabym coś swojego, coś, co chciałabym przeczytać, a nie mogę, bo nie ma jeszcze takiej książki. Tutaj ogromny ukłon w stronę mojego młodszego brata, który miał wtedy 5 lat. Ja przyznałam mu się, że chciałabym coś zacząć pisać, a mały Piotruś pokiwał głową, powiedział “Dobra, siostra, mów”, siostra zaczęła mówić, no i chyba do dzisiaj mówię. Piotrek jest generalnie bardzo wdzięcznym słuchaczem, zaangażowaną w moje działanie osobą, wytrzymuje moje opowiadania, dziesięć wersji różnych wydarzeń, doradza, wymyśla niektórych bohaterów, muszę to przyznać. Gdyby nie Piotrek, nie zaczęłabym pisać.
-Jak długo pisałaś tę książkę i jak to się stało, że ją wydałaś?
-Ta książka to był w ogóle mój pierwszy pomysł na to, żeby pisać. Pomysł na tę książkę pojawił się właśnie jak miałam 10 lat. To, co trzymam teraz na kolanach, to jest piąta, czy szósta wersja. Na początku pisałam do szuflady, potem pisałam na komputerze jedną, drugą wersję, każda była trochę inna, zmieniali się antagoniści. Praca nad tą ostateczną wersją trwała jakoś 3 lata – z przerwami, bo cały czas chodzę do szkoły, muszę pogodzić pisanie z nauką, sprawdzianami, projektami szkolnymi. Modyfikowałam fabułę, bohaterów, dodawałam nowe wątki, ale w sumie pracowałam nad tą ostatnią wersją około 3 lat.
-A jak doszło do tego, że wydałaś ten tekst? Wysłałaś go do wydawnictwa – jednego, kilku?
-Przyznałam się mojej babci, że chciałabym wydać książkę, ale zbieram się na odwagę, żeby znaleźć wydawnictwo. Dużym problemem było to, że jestem debiutantem i że jestem dzieckiem. Wiele wydawnictw nie chce współpracować z takimi osobami, nie chcą ryzykować, co jest zrozumiałe, bo to pierwszy krok na ogromną górę. Babcia pomogła mi znaleźć wydawnictwo – to nie było to, w którym wydałam książkę, ale od tego się zaczęło. Wysłałam pierwszego maila, sprawdziłam inne wydawnictwa, no i napisałam w końcu do pani Agnieszki Kazały z Wydawnictwa Białe Pióro, która odpisała, że chciałaby zacząć ze mną współpracę. Wykonała heroiczną pracę, bo cały ten tekst podlegał wielu obróbkom stylistycznym, korektom, trzeba było wiele pracy w niego włożyć.
-O czym opowiada ta książka, tak w skrócie?
-Tutaj muszę przyznać, że mam duży problem, żeby w paru zdaniach streścić książkę, która ma 600 stron i pochłonęła 3 lata mojej pracy (śmiech), ale generalnie, książka narodziła się pod wpływem pytania: “Co, gdyby dwaj bracia po 15 latach odkryli, że nigdy nie byli braćmi, że powinni być śmiertelnymi wrogami, a jeden z nich nawet nie jest człowiekiem?”. I tutaj mamy wojnę, która tak naprawdę toczy się – może z jakiejś konkretnej przyczyny, może nie dlatego, że smoki są złe “bo są złe”, może jest ktoś, kto pociąga za sznurki, o kim nikt nie wie? Taki “master of puppets” ukryty za kurtyną? Jest też pytanie o to, kim jest potwór – czy jeśli ktoś narodził się smokiem to od razu jest bestią, czy może jest bardziej ludzki niż ludzie? O tym tak naprawdę jest ta książka. O braciach, którzy nie są braćmi, narodzili się wrogami, a chcą być braćmi. O tym, czy potrafilibyśmy znienawidzić kogoś, z kim się wychowaliśmy, bo dowiemy się, że jest kimś innym. O tym, do czego prowadzą nasze wybory i o wojnie o coś niemożliwego. To jest dopiero pierwszy tom – “Cisza przed burzą”. Burza przyjdzie, takie bardziej dramatyczne wątki będą w drugim tomie. Na razie go piszę, będzie nosił tytuł “Niemożliwe”, jest cały czas jeszcze w warsztacie, pracuję nad nim.
-Jak zachęciłabyś czytelników do sięgnięcia po “Smocze dziecię”?
-Myślę, że osoba, która sięgnie po książkę, znajdzie coś dla siebie, nie rozczaruje się. Jest to książka skierowana może bardziej do młodszych czytelników, chociaż…tą książką zaraziłam fantastyką mojego tatę, który wcześniej z tym gatunkiem nie miał styczności. Książkę czytała też moja babcia i podobała jej się. Myślę, że każdy znalazłby coś dla siebie. Może młodsi coś innego, starsi coś innego. Jest to pierwszy krok na ogromną górę, której szczytu jeszcze nie widzę, bo jest gdzieś tam w chmurach. Teraz na pewno będzie bardzo ciężko, bo dopiero zaczynam, ale bardzo cieszę się z tego, że odważyłam się zawalczyć o marzenia i… chyba jestem żywym dowodem na to, że marzenia można spełniać.
Z Aleksandrą Ostapczuk rozmawiała Aleksandra Sadowicz.
Pełna, filmowa wersja wywiadu – już wkrótce w ramach programu kulturalnego “Na skrzyżowaniu sztuk”.
/os
fot. oraz arch. prywatne autorki
Komentarze