Koncert „Młodego Podhala” i „Grojcowian” – dwie godziny radości i dobroci
NOWY TARG. Gdy wszyscy mówią o „czasie bożonarodzeniowym”, dla górali okres od Bożego Narodzenia, przez Nowy Rok, aż po Gromniczną to „godni cas”. Wtedy chodzą kolędnicy, podłaźnicy, domostwa rozbrzmiewają śpiewem, graniem, uciechą. Taką świąteczną radością z narodzenia Zbawiciela uczelniany zespół „Młode Podhale” dzieli się z nowotarską publicznością już od sześciu lat i spektakl góralskiej grupy zawsze ma charytatywny cel. Tego roku Podhalanie postanowili zaprosić na scenę MOK-u jeszcze swoich znakomitych przyjaciół z Żywiecczyzny, czyli zespół „Grojcowianie” z Wieprza.
Koncert „Godny cas” honorowym patronatem objęli burmistrz Nowego Targu Grzegorz Watycha oraz rektor Podhalańskiej Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Nowym Targu ks. prof. Stanisław Gulak. „Młode Podhale” wystąpiło pod wodzą Pauliny Peciak i Daniela Szewczyka, a „Grojcowianie” – pod kierunkiem założycielki zespołu, Jadwigi Jurasz.
Na wspólne próby było za daleko i czas za krótki, dlatego oba zespoły zdały się na swoją fantazję i improwizatorski zmysł. Zważywszy jeszcze zbożny cel – musiało się udać. I udało się wyśmienicie. Koncert przyniósł szeroki obraz tradycji i zwyczajów obu podgórskich regionów. Był porywający, wzruszający, radował duszę. Kolejny raz dowiódł, że „Młode Podhale” i „Grojcowianie” potrafią być razem – w uciesze, tańcu, śpiewie i w dziele pomocy.
Akcja była wartka, tańce – wdzięczne albo siarczyste, z wyskokami i hołubcami, jak „hajduk” „Grojcowian”, czy „zbój” górali. Fabuła potrafiła spleść i podhalański zwyczaj chodzenia na podłazy i tradycję żywieckich jasełek, czyli „herodów”.
Recz się zaczyna w góralskiej izbie gazdy Franciszka, któremu kilka córek dojrzało do wydania. Dziewczyny mają już upatrzonych kawalerów, tylko jedna Janielcia tęskni za chłopakiem z dalsza, od Żywca, wypatrując z niepewnością jego przybycia.
Najpierw jednak przychodzą miejscowi z muzyką. Stół na nich czeka suto zastawiony, a oni porywają w taneczny wir i dziewczyny, i gaździnę. Kumotrzy gwarzą, chłopcy co rusz wyskakują przed muzykę z przyśpiewkami. Aż tu wpadają zdyszane kumoski z wieścią, że „od Żywca jadom” – gromadnie, hucznie, aż droga tętni od grania i śpiewu. Najpierw jednak przybysze wstępują na plebanię, bo u jegomościa zoczyli światło w oknach. Izba w chałupie Franciszka już jednak ożywia się pospieszną krzątaniną. Czekanie na gości z dalsza wypełniają imponujące popisy tanecznych par.
Wreszcie z przytupem wchodzi gromada „Grojcowian”. Po witacce – Żywczanie odgrywają „herody”: znakomite, dramatyczne widowisko na kanwie dawnych tekstów, z brawurowymi rolami Heroda, Żyda, Śmierci; z bogatym kostiumowym sztafażem.
Uciechy jest już na scenicznych deskach tyle, że musi jej dać upust żywiołowy taniec. Gdy „Grojcowianie” popisują się w „hajduku” górale dają pokaz swojej siły i zręczności w „zbóju”.
Akcję w izbie kończą radosna wspólna poleczka i wspólne kolędowanie. A śliczna Janielcia do końca nie wyjawia, który to jej upatrzony chłopak.
Wśród publiczności wypełniającej salę były dwie „perełki”, podopieczne Fundacji im. Adama Worwy, ku którym najbardziej skłaniały się serca uczestników koncertu „Godni cas” – i tych na scenie, i tych w krzesłach.
Jedna to Ania Garcarz, pięknie rozwijająca się 4,5-latka, która w finale dzielnie weszła na scenę dzięki kolejnej protezie amputowanej nóżki. Ania wykazuje takie zamiłowanie do góralskiego śpiewu, że już podbiła serca youtuberów swoim wykonaniem. Drugą perełką jest 19-letnia teraz Marzena Sądelska, ofiara samochodowego karambolu, która też już chodzi po przebytych operacjach i rehabilitacjach. Na jej leczenie przeznaczone były datki z ubiegłorocznego koncertu.
Trzecią perełkę – 2 miesięczną Asię Podczerwieńską, dotkniętą wadą wrodzoną prawej nóżki; wadą tak rzadką, że zdarza się raz na 250 tysięcy urodzeń – reprezentowała rodzina.
Razem z dwoma zespołami i burmistrzem Grzegorzem Watychą, w finale koncertu do wspólnego zdjęcia pozowały na scenie obie chodzące już perełki. Trzecia wymaga dopiero kosztownych operacji.
(asz)
Komentarze