Jesteśmy potwornie zaszczuci… – mówi pani wicedyrektor Podhalańskiego Szpitala. Kilku lekarzy złożyło wypowiedzenia
POWIAT NOWOTARSKI. Podczas dzisiejszej sesji Rady Powiatu dużo czasu i uwagi poświęcono sprawie śmierci Doroty – pacjentki oddziału patologii ciąży, z powodu wstrząsu septycznego. Na pytania radnych odpowiadali dyrektor Marek Wierzba i pani wicedyrektor ds. medycznych – dr Aleksandra Chowaniec.
– Przykre wydarzenie to niewystarczające określenie tego, co się stało – mówił dyrektor Wierzba. – To jest wielka tragedia i pewnie przeżywamy ją równie dotkliwie i dotyczy ona nas tak samo, jak najbliższych śp. pacjentki. Bo wydarzyło się to na oddziale, gdzie życie się zaczyna, gdzie przychodzą na świat dzieci – 24 maja w godzinach porannych. Ta informacja do mnie dotarła, akurat w drodze do Krakowa. Nie znałem jeszcze żadnych okoliczności, poleciłem niezwłocznie zabezpieczyć dokumentację medyczną – tak papierową, jak i elektroniczną. Już na godz. 11.00 została ona dostarczona do prokuratury, wraz wnioskiem o przeprowadzenie postępowania wyjaśniającego. Tego samego dnia zamieściliśmy na naszej stronie internetowej komunikat wyrażający ubolewanie I słowa współczucia. Również – jako jednostka – złożyliśmy jednoznaczną deklarację woli wyjaśnienia tej sytuacji i woli współpracy ze wszystkimi organami, które będą w tym brały udział.
Szef placówki skierował do Zarządu Powiatu obszerne pismo będące odpowiedzią na różnego rodzaju pytania i dociekania, gdyż starosta i członkowie Zarządu pytań w tej sprawie mieli wiele.
– Toczy się postępowanie i nie jesteśmy też w stanie udzielać wszystkich informacji czy wchodzić w takie szczegóły, jak choćby dane z dokumentacji medycznej pacjenta czy informacje, które są przedmiotem postępowania wyjaśniającego – tłumaczył. – O ile w pierwszych dniach po tym wydarzeniu informacje w mediach dotyczyły ściśle tej sprawy, były obiektywne i stonowane, tak potem coś się stało i to nieszczęście zaczęto wykorzystywać jako pretekst do snucia różnego rodzaju hipotez i stawiania tez, które w efekcie miały oskarżać jednostkę jako taką, czy członków rady Społecznej, czy również dyrektora i stawiać zależności między preferencjami politycznymi, światopoglądowymi, a tym, co się stało. Są to tezy w całej rozciągłości nieuprawione i nie mające nic wspólnego z rzeczywistością. Jednak w świadomości części obywateli, części czytelników to się ugruntowało. Dzisiaj – chociażby w trybie dostępu do informacji publicznej – otrzymujemy pytania sformułowane w taki sposób, że aż się wierzyć nie chce, bo ktoś uznaje, że coś jest na rzeczy. Zdecydowanie dementowaliśmy to jako szpital, zamieszczając oświadczenie nr 2, natomiast w tym całym medialnym tsunami, które przetaczało się po szpitalu, po pracownikach, praktyczne żadne medium nie odnotowało tego oświadczenia ani w żaden sposób odniosło się do dementi, jakie tam było zawarte. Próbowałem nawet dociec osobiście, czy rzeczywiście jest coś na rzeczy, jeśli chodzi o rzekome wcześniejsze deklaracje jakoby składane przez władze Powiatu czy Szpitala w czasie, kiedy toczyła się procedura nadania Szpitalowi imienia Jana Pawła II, nawet rozmawiałem z byłym dyrektorem, panem Adamem Chrapisińskim, któremu przypisywano taką wypowiedź. Nic takiego nie potwierdził, wręcz zdecydowanie zdementował. Nie wiem, skąd się tego typu historie wzięły. Nawet jeśli kiedykolwiek gdzieś ktoś – bo ja niczego takiego nie słyszałem – przed 2007 rokiem – wygłaszał jakieś na ten temat deklaracje czy je składał, to nic o tym nie wiemy. Nie ma żadnego dokumentu, a tym bardziej jakiegokolwiek odniesienia czy odzwierciedlenia w obszarach, którymi Szpital się zajmuje i w których realizuje swoją misję.
Od strony procedur medycznych i przeżyć personelu przedstawiała tę sprawę dr Aleksandra Chowaniec:
– Chciałam, przede wszystkim jako lekarz, powiedzieć, że to, co się stało, jest dla nas wielką porażką – każda śmierć pacjenta to jest ogromne nieszczęście dla nas, którzy powinniśmy walczyć o życie tych pacjentów. Kiedy umiera kobieta, która powinna była inaczej wyjść ze Szpitala, to jest podwójne nieszczęście i trauma dla całego personelu. wszyscy ogromnie to przeżyli i przeżywają nadal, bo każda osób bezpośrednio zaangażowanych w proces diagnostyczno-leczniczy tej chorej. I naprawdę jest to bardzo trudny czas dla wszystkich.
W Szpitalu dokonaliśmy szczegółowej dokumentacji, zebraliśmy wywiady z całym personelem. Prowadzimy swoje dochodzenie, powołaliśmy komisję złożoną ze specjalistów wielu dziedzin, która bada to wielowątkowo, pracuje dość intensywnie nad tym, żeby zbadać, czy ta sytuacja mogła się potoczyć inaczej.
Jesteśmy w trakcie poszukiwania różnego rodzaju rozwiązań na przyszłość, bo tych pacjentek, których sytuacja wynika z procesu chorobowego, jest dużo.
A jeśli chodzi o nasz personel, jest on teraz obiektem ogromnej nagonki i dotyczy to wszystkich oddziałów szpitalnych. Odbieramy masę telefonów, masę maili z pogróżkami, z wyzwiskami. Jesteśmy wyzywani, nazywani mordercami. To, co się dzieje trudno sobie nawet wyobrazić. Niestety, skutkuje to tym, że co słabsi składają wypowiedzenia. W tej chwili mamy już kilka wypowiedzeń lekarzy, którzy długo pracowali w Szpitalu, w różnych oddziałach. Boimy się, że jeżeli lawina tej nagonki będzie trwała, to po prostu zostaniemy bez kadry. Bo ludzie są potwornie zaszczuci. Jest to bardzo trudny czas – każdy z nas jest człowiekiem, o każdej utraconej osobie myśli też trochę jak o swoim najbliższym. Może to nie jest profesjonalne, ale myślimy, że mogła to być moja matka, córka, siostra, ktokolwiek bliski. Każdą osobę, którą tracimy, przeżywamy. Chciałabym, żebyście to państwo wiedzieli, gdyż trudno jest nie medykowi wejść w naszą sytuację.
Radni byli jednak bardziej dociekliwi. Adam Gracz pytał, jak często do Szpitala trafiają kobiety po odejściu wód, ile takich przypadków ostatnio było, jakie są zalecenia w takich sytuacjach i jak się to zazwyczaj kończy.
– Te przypadki się zdarzają – potwierdzała pani wicedyrektor. – A jeżeli chodzi o metody – nie ma żadnych standardów postępowania. Towarzystwo Ginekologów i Położników nie wydało dotąd żadnych wytycznych. Metody postępowania są z grubsza opisywane w podręcznikach, natomiast tak naprawdę wiele zależy od doświadczenia i wiedzy lekarzy prowadzących, która opiera się na literaturze nie tylko naszej, ale i zagranicznej. Postępowania zależy od czasu, w którym pacjentka trafia do szpitala i od zaawansowania ciąży: kiedy pacjentka po odejściu wód płodowych ma szansę na donoszenie ciąży i tan czas na początku – czas bardzo trudny, kiedy najczęściej występuje ryzyko utraty ciąży. urodzenie zdrowego dziecka. Nie da się powiedzieć, że wszystkie pacjentki leczymy tak samo. Schematy postępowania są różne na różnym etapie zaawansowania ciąży, zależą też od rokowań.
Radny Jacek Król pytał, czy w związku z tą tragedią ktoś został zawieszony w czynnościach. Prosił również o odniesienie się do opinii Rzecznika Praw Pacjenta, Bartłomieja Chmielowca, który stwierdził, że naruszone zostało prawo pacjenta do świadczeń zdrowotnych udzielanych z należytą starannością i aktualną wiedzą medyczną, również do uzyskania rzetelnej, klarownej informacji o stanie zdrowia i planie terapeutycznym, a ponadto dostrzegł nierzetelne wypełnienie dokumentacji medycznej i braki w niej.
– Do tej pory nie zwiesiliśmy w działaniu nikogo, ponieważ nie wskazaliśmy nikogo bezpośrednio winnego – odpowiadała dr Chowaniec. Postępowanie jest w toku. – Myślę, że opinia rzecznika jest bardzo krzywdząca. Wtedy dopiero rozpoczynało się całe dochodzenie. Trudno mi powiedzieć, ja jakiej podstawie takie oskarżenia zostały wysunięte, ponieważ u nas została dokładnie przeanalizowana cała dokumentacja. Nie będę się tutaj wdawać w szczegóły, bo tego nie mogę zrobić. Chciałam podkreślić, że jesteśmy na straconej pozycji, jeśli chodzi o walkę z mediami czy z drugą stroną, bo inni mogą mówić wszystko, a my musimy dochować tajemnicy i nie możemy się bronić. A jeśli chodzi o dokumentację, pacjentka – ta i każda jedna – jest informowana o swoim stanie, rozpoznaniu, o tym, co się jej proponuje i podpisuje odpowiednie oświadczenie. Tam braków nie ma. Jeśli chodzi o dalsze postępowanie – są zapisy, że również była informowana. Na bieżąco mówiono jej, co się dzieje. A w kwestii opieki – nie wiem, na jakiej podstawie pan rzecznik takie rzeczy pisze, bo dokumentacja pielęgniarska i lekarska była prowadzona poprawnie. To są codzienne wpisy, codzienne obserwacje parametrów życiowych. Nie wszystkie podejścia do pacjentki są zapisane w dokumentacji, bo jest ich grubo więcej. Jeśli parametry są porównywalne, to nie wpisuje się każdego, podchodząc trzydzieści razy do pacjentki. Ale jeśli coś się zaczyna dziać – wiadomo, że taki wpis istnieje.
– Rozumiem, że rzecznik się myli? – dociekał radny.
– W mojej opinii na tym etapie – tak – podsumowała pani wicedyrektor. – Do dokumentów miał dostęp, ale zapoznawał się z nimi chyba dość krótko i pobieżnie.
– Mówimy o jednym przypadku tej nocy, a ja chciałem się zapytać, czy na oddziale był wtedy jeszcze jakiś podobny przypadek? – drążył z kolei radny Stanisław Waksmundzki.
– Inne pacjentki oczywiście były na oddziale i był przypadek również bardzo trudny, który zaangażował personel – potwierdziła pani dr Chowaniec.
(asz)
Komentarze