Jarmark, czyli: kupić, sprzedać, pohandlować…
NOWY TARG. Jarmark to oczywiście handel. A Jarmark Podhalański to również specjalna oferta stoisk rękodzielniczych i wyrobów artystycznych – z szerokiego Podhala, spod Babiej Góry, ale też innych rejonów Polski. Tego roku jarmarkowych straganów stanęło na rynku pół setki.
Były więc kolczyki, wisiorki, pierścionki, łańcuszki, bransoletki z koralików, cudeńka plecione i dziergane, z wełny naszych owiec i merynosów. Było stoiska z pracami plastycznymi naszych artystów. Nie brakło ozdób z szyszek, drewienek, gałązek, skórek pomarańczy, wikliny, ani kapci, plecionych toreb, makram, wiązek suszonych kwiatów, artystycznej biżuterii ze srebra, oryginalnej ceramiki, fantazyjnych kapeluszy, kolorowych poduszek, bibelotów, gadżetów myśliwskich i kubków z nadrukiem, wytworów z drewna i kości. Wiele stoisk oferowało soki, syropy, konfitury, przyprawy, produkty ziołowe domowego wyrobu, misternie zdobione piernikowe serca. Większy gabaryt miały ogrodowe fontanny. Nadleśnictwo Nowy Targ przywiozło na Jarmark „wszystko, co dobre z lasu”. Nie brakło pieczywa z Wilna ani dojrzewających wędlin. Słodkim zapachem kusiły stoiska pełne chałwy z rozmaitymi dodatkami. A już istny raj miały na Jarmarku Podhalańskim dzieci – przy stoiskach z mnóstwem balonów, świecących zabawek, wszystkiego, co służy wplataniu we włosy i malowaniu buziek. Choć to pełnia lata, nie brakło i stoiska z kożuszkami produkowanymi tradycyjną metodą, według starego wzornictwa podhalańskiego, łemkowskiego, huculskiego. Można było kupić, ale i „obstalować” na określony rozmiar.
(asz)
Fot. Paweł Kos
Komentarze