Kamery live
prognoza pogody

„Cieszę się z tego, co daje mi życie, bo jutro mogę już tego nie mieć”

W X Biegu Podhalańskim zajął trzecie miejsce na dystansie trzydziestu kilometrów, teraz – wraz z kadrą narodową – bierze udział w Mistrzostwach Świata osób niepełnosprawnych w Kanadzie. Jakub Twardowski, mieszkaniec Nowego Targu, wraz z niedowidzącym Piotrem Garbowskim powalczą o medale w biegach narciarskich.

„Cieszę się z tego, co daje mi życie, bo jutro mogę już tego nie mieć”

Nowotarżanin, który jeździ po całym świecie, od jakiegoś czasu bierze ciągły udział w najważniejszych zawodach sportowych osób niepełnosprawnych, natomiast w samym mieście rodzinnym pozostaje anonimowy. Można tak powiedzieć o tobie?

Nie zastanawiałem się nad tym. Chyba mam za mało czasu na takie myśli.

Jak się zaczęła twoja przygoda z paraolimpizmem?

Byłem zawodnikiem w biegach narciarskich przez dwanaście lat, następnie skończyłem swoją karierę. W międzyczasie studiowałem na AWF w Krakowie. Na jesieni 2017 roku zadzwonił do mnie mój trener, u którego kiedyś biegałem. Powiedział, że poszukują przewodnika dla chłopaka słabo widzącego, który by z nim biegał na nartach. Wspomniał, że przygotowują go pod paraolimpiadę oraz Puchary Świata. Myślę sobie „czemu nie skorzystać?”. Oczywiście zaznaczyli na samym początku, że jest to praca charytatywna, ale mimo to się zgodziłem. Następnie spotkałem się z Piotrkiem Garbowskim, bo tak nazywał się ów chłopak. Piotrek okazał się być troszkę starszy ode mnie. Odbyliśmy parę treningów i jeszcze w grudniu pojechaliśmy na pierwszy Puchar Świata do Kanady. I tak się właśnie zaczęła nasza przygoda. Zajęliśmy tam parę wysokich miejsc bo byliśmy na piątym miejscu w jednym biegu i chyba na siódmym, więc dosyć wysoko. Następnie wzięliśmy udział w kolejnych Pucharach Świata, aż w końcu nadeszły Igrzyska Paraolimpijskie, czyli najważniejsza impreza sportowa. Udało się nam tam pojechać i byliśmy tam trzy razy na wysokim, dziewiątym miejscu. Myślę, że jak na pierwszy raz był to naprawdę dobry wynik, bo poziom wśród zawodników słabowidzących jest bardzo duży. Celowaliśmy co prawda w pierwszą ósemkę ale niestety nam się nie udało. Ta pierwsza ósemka pozwalałaby nam na stypendium, którego niestety nie uzyskaliśmy.

Jak wygląda twoja praca?

Moja rola polega na tym, że jestem przewodnikiem Piotrka Garbowskiego. On jest osobą słabowidzącą. W zawodach, gdy biegnie na nartach, ja biegnę tuż przed nim. Jestem praktycznie cały czas obok niego.

… To są jakieś ustalone odległości?

Nie, nie ma ustalonej przez organizatora odległości, biegniemy jeden za drugim. Czasem jest taka sytuacja, że Piotrek na zjeździe mnie wyminie. W przypadku jego niepełnosprawności, on co nieco widzi. Potrafi się sam poruszać bez problemu. Moja rola jest taka, że ja go ciągnę w tym biegu. Motywuję go do jeszcze większego wysiłku niż byłby w stanie sam osiągnąć. To moja główna praca – instruowanie i ciągnięcie go do przodu.

Główna? To znaczy, że jest coś więcej?

No tak, bo startujemy nie tylko w biegach, ale także w biathlonie. Mówimy tu oczywiście o biathlonie dla osób niewidomych i słabowidzących. Polega on na tym, że zawodnicy strzelają tak samo jak w przypadku biathlonu sportowców pełnosprawnych. Tak jak tam zawodnicy strzelają pięć razy, a każdy nie trafiony strzał oznacza rundę karną bądź nałożenie minuty kary. Tyle że w przypadku Piotrka Garbowskiego i jego rywali strzelają oni na słuch. To znaczy ubierają słuchawki, wyciągają karabin laserowy i strzelają z odległości dziesięciu metrów po usłyszeniu charakterystycznego dźwięku. Są to takie wysokie i niskie tony, zawodnicy doskonale znają ten dźwięk. W tym czasie ja, jako przewodnik, mam obowiązek podprowadzić Piotrka do stanowiska na strzelnicy, odebrać od niego kije, po czym wycofuję się do swojego pola. W momencie, gdy odda pięć strzałów, ja natychmiast podbiegam do niego, podaje mu jego kije i biegniemy dalej w trasę.

                                                                                        

Ale to nie wszystko. Moja rola sprowadza się nie tylko do bycia przewodnikiem, bo w kadrze biegaczy niepełnosprawnych jestem również serwismenem. To ja odpowiadam za serwis nart, bo niestety nie mamy takiej osoby. Ponadto do moich obowiązków jest chodzenie na odprawy, zajmowaniem się całą tzw. papierologią związaną choćby z wyjazdami, biletami i tak dalej…

Stąd masz tak mało czasu.

Ta zima teraz jest strasznie napięta. Tylko do stycznia mieliśmy bardzo dużo wyjazdów, a najważniejszy z nich tuż przed nami. W poniedziałek jedenastego lutego (rozmowa została przeprowadzona w niedzielę 10 lutego – przyp. red.) ruszamy do Warszawy, dzień później wylatujemy do Kanady na Mistrzostwa Świata osób niepełnosprawnych. Warto dodać, że w kadrze biegaczy, po za osobami słabo widzącymi, mamy też osoby niepełnosprawne. I tak jest z nami Witold Skupień, który startuje w tzw. „grupie stojących”. Biega bez kijów, na samym nartach. Z resztą bardzo dobrze mu idzie, bo obecnie prowadzi w Pucharze Świata. Tak na marginesie Witek także jest z naszych okolic, pochodzi z Maniów bądź Mizernej. Po za nim jest Iweta Faron z Obidowej, Kamil Rosiek, który biega na wózku, a także Łukasz Kubica. Łukasz jest z Bielska-Białej i wraz z Piotrkiem Garbowskim należy do zawodników słabowidzących. I takim oto teamem jeździmy sobie na Puchary Świata.

Wygląda na to, że w kadrze panuje bardzo przyjemna atmosfera. Relacje z Piotrem Garbowskim to coś więcej niż tylko znajomość ze świata sportu?

Bardzo się polubiliśmy, oprócz tego, że razem biegamy i dużo czasu ze sobą spędzamy. Ostatnio byłem nawet u niego w domu, poznałem jego żonę i dzieci. Bardzo się polubiliśmy. Śmieje się ciągle, że czeka na moje wesele (śmieje się). Myślę, że łączy nas przyjaźń. Przypasowaliśmy do siebie charakterem i bardzo się dogadujemy.

Jakie cele postawiliście sobie przed Mistrzostwami Świata?

Jeśli chodzi o mnie i o Piotra to cel jest jasny. Chcemy być w pierwszej ósemce. Dzięki temu zapewnimy sobie stypendium, bo – nie ukrywajmy – nie mam stałego wynagrodzenia z tej pracy, którą obecnie wykonuję. To są tylko małe „strzały” pieniędzy, które w ogóle nie dają nam możliwości rozwoju. A, co gorsza, w moim wieku nie da się już charytatywnie pracować. Cele większości drużyny  to właśnie zajęcie miejsca w okolicach ósmego miejsca. W przypadku Witka Skupnia liczymy oczywiście na złoty medal. I to nie jeden!

Wysokie jest to stypendium o które się walczycie?

To zależy od zajmowanego miejsca. Ministerstwo Sportu i Turystyki przyznaje stypendium od pierwszego do ósmego miejsca. Nie znam dokładnych kwot, ale za szóste, siódme i ósme miejsce jest to ponad dwa tysiące złotych na rękę. Wiadomo, miejsca medalowe są już bardziej punktowane czyli ta kwota byłaby jeszcze wyższa. Niestety takie stypendium trwa tylko przez rok, maksymalnie dwa lata, bo do kolejnej mistrzowskiej imprezy. Takiej jak Igrzyska Paraolimpijskie bądź Mistrzostwa Świata.

Powiedziałeś wcześniej, że motywujesz Piotra do cięższej pracy. Nauczyłeś go, aby nigdy nie odpuszczać. A czego ty się od niego nauczyłeś?

To jest fascynujące, bo te dwa lata dały mi więcej, niż mógłbym o tym pomyśleć. I nie chodzi tu o sport. Kiedy ruszyliśmy z Piotrem na nasz pierwszy Puchar Świata, nastąpiło moje zderzenie z ogromem niepełnosprawności, z jakimi zmagają się ludzie. W szczególności wielkim szokiem byli dla mnie zawodnicy całkowicie niewidomi, jeżdżący na nartach. Dla niektórych to może być „Wow! Oni potrafią jeździć z góry, choć nic nie widzą!”. Tak, jeżdżą. To jest niewyobrażalne. Co więcej, często widuję osoby bez rąk, bez nóg i mimo swoich ograniczeń doskonale sobie radzą w codziennym życiu. Czasem zdarza się, że wstanę rano, mam zły dzień, bo na przykład nie wyspałem się, coś mi nie wyszło bądź dostanę telefon z Polski, po którym się zdenerwuję. Ale wystarczy, że popatrzę na nich. Myślę sobie – kurczę… Czym są te moje zmartwienia. Zdrowie jest najważniejsze. Ja mam obie nogi, obie ręce. Oni tego nie mają i świetnie sobie radzą. To nauczyło mnie wiele pokory. Cieszę się z tego, co daje mi życie, bo jutro mogę już tego nie mieć. Z dystansem zacząłem podchodzić do życia i myślę, że to mi naprawdę dużo dobrego daje.

Jak długo potrwa twoja przygoda z paraolimpizmem?

Z Piotrkiem powąchaliśmy czym są igrzyska. To jest ta magia, że się chce znowu tam pojechać i powalczyć. Nie ukrywamy, że mamy marzenie, aby dociągnąć do Igrzysk w Pekinie za trzy lata. Czas szybko leci. Zobaczymy co życie pokaże.

A potem?

Zawsze chciałem działać w biegach narciarskich. Gdy już skończyłem karierę zawodnika to nie ukrywam, że chciałem gdzieś wylądować w szkole. Przykładowo w Nowym Targu. Tak się nie stało i jak na razie wciąż szukam swojego miejsca w świecie. Myślałem ożywić klub, w którym zaczynałem swoją przygodę z nartami (Gorce Nowy Targ – przyp. red.). To będzie wymagało dużo pracy, ale mam nadzieję, że uda mi się to na przestrzeni paru najbliższych lat. Potencjał wśród tamtejszych dzieci jest naprawdę spory. Myślę, że pomysł ożywienia tego klubu bierze się też trochę z sentymentu. Za młodu biegałem tam u Jacka Krauzowicza. To on mnie nauczył tego wszystkiego, co dziś umiem.

Z Jakubem Twardowskim rozmawiał Piotr Starmach.

redakcja 13.02.2019
Komentarze

Napisz komentarz

Komentarze muszą najpierw zostać zaakceptowane przez administratora. Redakcja nowytarg24.tv nie odpowiada za treść komentarzy internautów.

2 komentarze
kl 21:52 16.02.2020

Witek pochodzi z Kluszkowiec. Pozdrowienia dla wszystkich.

Ela Cieślak 19:42 15.02.2019

Życzę wielu sukcesów i zdobycia tak potrzebnego stypendium! 🌷🌷🌷

Zobacz również